niedziela, 24 stycznia 2016

IX




Wilki polują samotnie albo w  małych watahach, a barany chodzą stadami. Sama prawda, wilki mają złą sławę, jak już kiedyś tam wspominałam, ale cenią sobie, zwłaszcza młode bardzo ważne cechy: siłę, wolność i więzy krwi. W drugim przypadku według mnie nie ma nic po za owczym pędem, pogonią za akceptacją, smutne jest to, że tak nie wielu ma odwagę sprzeciwić się reszcie. A jeśli, już ktoś zdobędzie się na odwagę sprzeciwu, zwykle zostaje wykluczony.
Z moimi braćmi, chociaż w nie których, kwestiach się nie zgadzamy, no sorry nie jesteśmy jednym organizmem, to ponad wszystko liczy się dla nas właśnie siła, wolność i więzy krwi. Kolejne wartości, które wpoili nam rodzice. Siła- już jako pięcioletnie dzieciaki zostaliśmy uświadomieni, że życie nie jest jakimś dobrym staruszkiem rozdającym na prawo i lewo ciasteczka, tylko cholernie trudną grą, którą ukończą tylko silni. Siłą nazywam  umiejętność kroczenia dalej gdy sypie się grunt, śmiechu gdy cisną się łzy, walką do samego końca nawet jeśli od początku stoimy na straconej pozycji. Wolność- nikt nie ma prawa nam niczego narzucać, to szukanie i przemierzanie nieodkrytych dróg i pozostawianie za sobą szlaku, w sumie tylko ludzie wolni mają wspomnianą odwagę. A więzy krwi, przecież to takie oczywiste. W rodzinie możemy się kłócić, bić, wyzywać i inne takie niezbyt miłe rzeczy, ale jeśli ktoś obcy podniesie rękę na któreś z nas, to  będzie mieć na głowie wszystkich, bo my nigdy nie popuszczamy. "Masz coś do mnie? Spoko, ale od mojej rodziny się odwal." to zdanie chyba najtrafniej wszystko podsumowuje.

  Chyba to jest odpowiedni moment bym powiedziała wam co nie co o moich braciszkach :) A więc oni to: "Lekkoduchy i latawice, skaczą z kwiatka na kwiatek, zanik konserwatywnych wartości i brak jakiegokolwiek wychowania to…" Ekhem. Podziękujmy naszym dziadkom i skupmy się na twardych faktach.. a więc odwaga, poczucie moralności oraz towarzyskość – to cali oni! Nieczęsto zdarza im się zmieniać swoje silnie ukorzenione poglądy, chociaż  mają  otwarty umysł  i  są zawsze gotów wysłuchać poglądów drugiej osoby. Jest to zdolnością bardziej nabyta na drodze życiowej, aniżeli wrodzona. Teraz to i dyplomatami  mogliby zostać, podczas gdy ich stosunek do rozwiązywania spięć w dzieciństwie, prezentował się… Cóż. „Dajmy sobie po razie i spokój.” Cenią sobie szczerość – oczywiście, każdemu z nas zdarza się kłamać, oni też do świętych nie należy, ale jest pewne, że nigdy nie byliby w stanie okłamać osoby, która jest dla nich bliska, w istotnej i poważnej sprawie, w sumie to kolejna rodzinna wspólna cecha. Zwykła uczciwość nie pozwalałaby  im  na celowe wprowadzanie w  błąd  tych,  których  lubią  czy kochają . Byłby to w  ich  mniemaniu  zupełny  brak szacunku.
Już jako dzieci  lubili  się dobrze bawić – z natury są raczej ekstrawertykami  i potrzebują ludzi w swoim otoczeniu jak każde z naszej szalonej czwórki. Bardzo łatwo nawiązują  nowe znajomości, w przeciwieństwie do mnie, bo niestety ja nie umiem tak szybko  zaufać obcym, co jest zasługą ich charyzmatycznej osobowości: są dosyć wygadani, chociaż Medalu Mistrza Ciętej Riposty nikt im  nie dał, bo owy medal jest mój XD.  Ich ironiczne poczucie humoru równoważy nieco optymistyczna natura: zdarza  się  im patrzeć na świat przez różowe okulary i nie doceniać powagi sytuacji, chociaż cały czas starają  się o racjonalne  podejście do codziennego życia. Ale czy tak nie byłoby nudniej? Zawsze myślą pozytywnie i może właśnie dlatego są tak  pewni siebie, że niekiedy aż aroganccy, a kto nie jest? I w  ich mniemaniu nie są to wady, przeciwnie – fałszywa skromność nie popłaca i trzeba znać swoją wartość! I tu się z nimi zgadzam!
Są urodzonym i liderami, w sumie to jest nasza kolejna cecha wspólna, uwielbiają  pracować z ludźmi: zawsze dążą  do objęcia przywództwa, przez co można odnieść wrażenie, że lubią się rządzić. Oczywiście, jest to prawda, nawet nie próbowaliby zaprzeczać. Ale czy łatwo jest nawet próbować dowodzić gdy my wszyscy, a zwłaszcza ja, mamy jak to się nazywa gen alfy??  Nie, owszem często się sprzeczamy, rywalizujemy ze sobą, w sumie jak każde rodzeństwo, ale gdy trzeba umiemy razem współpracować.  Łaknie wiedzy i choć nigdy kujonem  o zgrozo nazwać ich nie można, bo o wiele bardziej przemawiają do nich zajęcia praktyczne, przez wzgląd na swoją ambicję  i  pragnienie bycia najlepszymi, lubią  błyszczeć na tle innych :p
Zawsze starają  się zachowywać jak dżentelmeni: zwłaszcza w stosunku do dziewczyn są szarmanccy i uprzejmi – ogółem, na co dzień starają  się pamiętać o kulturze osobistej i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Jednak płeć piękna szczególnie ich pociąga, bo nie da się ukryć – lubią towarzystwo pań. Zwłaszcza ładnych i rezolutnych.  Dziwne by było gdyby gustowali w swojej płci i od razu zaznaczam nie mam  nic do homoseksualistów, ludzie jak ludzie, żyjemy w wolnym państwie i każdy ma prawo wybrać swoją drogę.  Potrafią  w  końcu docenić nie tylko wygląd, ale i to, ile ma dziewczyna oleju w głowie. Sami  są typami nieuleczalnych  romantyków, a więc jeszcze wpisują się w ten kanon wrażliwych, ale i zaradnych  macho…czasami dzielenie przez nas dusz romantyków jest dla nas czystym przekleństwem.  –Wrażliwych  przynajmniej do końca romansu.- Ehh dziękujemy seniorom za tą jakże pozytywną opinię.. Lubią sobie pożartować, czasem  też nie mogą odmówić sobie chociaż tej szczypty ironii – ach, te proste przyjemności, które tak trudno porzucić – jednak nigdy nie nauczyli się hamować swoich emocje. Prawdę mówiąc, zawsze byli zbyt wybuchowi – to prawda, doświadczenie nauczyło ich, że najlepszą taktyką jest atak. Choćby się waliło, 666 piorunów huczało wokoło, a stado podejrzanych typów osaczyłoby ich w ciemnym zaułku – oni  będą walczył do końca. Być może zawdzięczają to wrodzonej ambicji i skłonności do lekkiego bagatelizowania problemów, bo przecież mogło być gorzej – w szkole jednak zachowują pełen profesjonalizm i dają  się poznać jako przyjaźni faceci (do czasu aż ktoś z nimi nie zadrze)  o nieco ciętym poczuciu humoru i dobrym zmyśle praktycznym, którzy nie boją się wziąć na swoje barki dużej odpowiedzialności, oczywiście nie można zapomnieć, że mimo wszystko są spoko braćmi. Tak wiem to brzmi jak reklama.
Mimo całej ich życzliwości, mogą  niekiedy wydać się odrobinę… Egoistyczni. Trudno czegoś innego oczekiwać jednak od samochwał, którzy mają  zresztą dosyć wysokie mniemanie o sobie. Bardzo trudno zachwiać  ich światopoglądem, bo chociaż wiedzą, że pępkiem świata nie są, czasem  mogą  sprawiać wrażenie narcystycznych  czy też zbyt pewnych siebie. Z tego powodu trudno im czasem przemówić do rozsądku czy w ogóle zachwiać ich wiarę w wybrane wartości i samych siebie. Jak się do czegoś przyczepią, można ich uznać niemal za upierdliwych – bo chociaż  perfekcjonistą  żaden  z nich nie jest, robota musi być zawsze dobrze wykonana. I tyle.
Cóż jeszcze więcej? Potrafią być serio nadopiekuńczy...ale dobrze jest być jedyną siostrą, bo cała trójka nieźle potrafi rozpieścić swą małą siostrzyczkę…

Ślęczałam nad notatnikiem, po raz setny go kartkując. Raz po raz nanosiłam na wyrwane z zeszytu kartki kopie znalezionych w środku schematów. Za cholerę nie wiedziałam co to miało być, ale jeśli to było w notesie, musiało, po prostu musiało być istotne. Czułam się jak Sherlock Holmes albo jakbym była postacią z kreskówki Scooby-Doo. Taa nawiązanie do kreskówek, zawsze spoko. Gdybym tylko umiała odczytać te bazgroły...i tu dostałam nagłego olśnienia, eureka i takie tam XD
Jak mogłam być tak durna! Cholera! Cholera i jeszcze raz cholera!!! Kinga zwróciła na to mi uwagę, ba nawet to podkreśliła. Odbicie! No jasne odpowiedź tkwi w odbiciu. Boże, nie wierzę te skomplikowane hieroglify to po prostu zwyczajne odbicie...nawet zwykły prymityw by na to wpadł.. no jak widać czasem najbardziej oczywiste i najprostsze rozwiązania pojawiają się na końcu.  Szybko pobiegłam z notesem do łazienkowego lustra. Otwarłam go na pierwszej zapisanej stronie. Podekscytowana zrobieniem w końcu jakiegoś kroku naprzód, nawet nie usłyszałam jak ktoś wszedł do pokoju. Ekscytacja i pewność, że później pójdzie z górki, wręcz mnie uskrzydlały. Powoli przesunęłam palcem pod pierwszym i jedynym zdaniem. Dziwnym, bo składało się z samych wyrazów, które na pierwszy rzut oka nie miały żadnego większego sensu.
-Trójkąt, robota, 1 a 2, R N Z D, 40000. - przeczytałam na głos. Noż szlag! Gdzie tu sens?! Kompletny bez sens... nie doceniłam ich. To byłoby zbyt proste do odczytania, musieli się zabezpieczyć jeszcze tym kodem... nie miałam wątpliwości to musiał być kod, dobrze chronili swoich tajemnic. Normalnie nie grzebałabym i nie węszyła w cudzych sprawach, ale jak ktoś zaczyna wpierdalać (sorry za wyrażenie) w moje sprawy, to nie mogę tego tak zostawić.. Musi być jakiś klucz na rozwiązanie tego... Trójkąt...trójkąt...trójkąt...figura geometryczna...instrument... hmmm związek trzech osób? Eeee to może od razu wykreślę.. trójkąt, co jeszcze może znaczyć? Trójkąt!!!!
-Rynek!- wykrzyknęłam. Rynek w slangu okolicznej młodzieży nazywano Trójkątem. Bam! To musiało być to! Nazwano go tak ze względu na trójkątny kształt, stanowił punkt zbioru osób, które chciały gdzieś się razem wybrać. Jedno na pięć może rozgryzłam. Weszłam z powrotem do pokoju kurczowo przyciskając do siebie notes. Cicho westchnęłam widząc rozwalonych na moim łóżku braci. Ich pojawienie się nie było dla mnie żadną niespodzianką, znając ich znów chcieli mnie ze gdzieś wyciągnąć. Nie, nie byłam na nich zła, a w ostatnim czasie ich przebywanie ze mną było jeszcze częstsze niż do tej pory, znałam ich aż za dobrze. Oni również zwęszyli coś hmm dziwnego i aby mieć pewność, że nie zrobię nic głupiego (sama).
-Nic ci nie jest?
-Nie, nic. Wszystko w porządku.- skłamałam chowając notatnik do szafki. Sądząc po ich minach wiedzieli, że to kłamstwo. Czasami to było naprawdę wnerwiające,że nic przed nimi się nie ukryje.
-Blado wyglądasz...- zauważył Gabriel -Klapaj na chwilę.
-Dzięki to takie pocieszne i co znaczy, że niby tylko na chwilę? -kiedy oni się nauczą, że nie cierpię rozkazującego tonu, no proszę kolejna wspólna cecha z nimi XD. Miałam poważne obawy, że słyszeli moje darcie w łazience.
-Idziemy za minutę na trójkąt.- oznajmił Hubert zapalając papierosa.
- Czyli słyszeliście? A i nie pal tu..- odparłam wyrywając bratu papierosa i wyrzucając go przez okno, papierosa nie brata XD.
-Nie wcale.- rzucił ironicznie Albert -Marcy, nie jesteśmy ani głusi ani głupi.
No tak, płynie w nas ta sama krew, więc uznanie ich za takich poważnie zaburzyłoby moją samoocenę. Spojrzałam na moich braci i uśmiechnęłam się.
-Pamiętam jeszcze jak byłaś małą gówniarą,która szukała wszędzie zaczepek.- zaczął Hubert wyciągając kolejnego papierosa. No nie, kiedy on się od tego gówna uzależnił?
- I jak zadawałaś się z samymi, według seniorów, "nieodpowiednimi osobnikami."-ze śmiechem dodał Gabryś rzucając we mnie poduszką.
-Głównie za waszą sprawą.- chwyciłam poduszkę za nim trafiła mnie w głowę i wycelowałam w Gabriela. 1:0 dla mnie!
-Co racja, to racja..-Albert wyłożył się z butami na moim łóżku.
-Buty, buty bucu bez empatii, ja na tym śpię.- trzepnęłam go po głowie, czasem dla kpin nazywaliśmy siebie nawzajem bucami XD takie tam rodzinne sprawki ;)
*******************************************************************
-Opowiedzcie mi jeszcze o innych, którzy idą z nami na festiwal- poprosiłam patrząc to w jedną,to w drugą stronę wychodząc z nowego, póki co całego, auta Gabriela...Po ostatnim ma pamiątkę w postaci jedynej ocalałej z niego rzeczy-kierownicy. Zgadnijcie gdzie trzyma swoje trofeum? Bagażnik. Tak, bagażnik, zupełnie nie wiem po co to wszędzie za sobą wozi...chyba nie muszę wspominać,że rodzice byli bardzo zachwyceni widząc,że ocalała tylko kierownica?
-Widzisz tego tam?- wskazał Gabriel palcem na czarnowłosego chłopaka, który pojawił się na grupowym zdjęciu przyjaciół Gabriela.
- To Piotrek. Ma kompletną ambę na punkcie artystów, więc proszę cię bądź cicho na ten temat, proooooszę. Obok niego, to Justyna- Tym razem wskazała na dziewczynę o długich, niemal czerwonych włosach. Miała jasno niebieskie oczy. Była to istota o nie przeciętnej urodzie, zdecydowanie wyróżniająca się na tle całej reszty. Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że była nieco zarozumiała, ale to nie oznacza, że nie była sympatyczna, bo sprawiała miłe wrażenie..... Naszą uwagę odwrócił donośny głos dochodzący z Trójkąta.
-Ej! Oliwer! Czy to nie ta dziewczyna co ci się tak podoba?! Marcelina jakaś tam chyba Serafin!
Całą trójką spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Niedaleko, bo zaledwie o dwa samochody dalej stała oparta o murek grupa dziesięciu chłopaków. Wszyscy wyglądali niebezpiecznie.
- Na nich lepiej uważać.-szepnął Albert. Całą czwórką kompletnie ich zignorowaliśmy. Kątem oka spojrzałam na Oliwera. Oooo czyżby się rumienił? Natychmiast gdy spostrzegł złowrogie wręcz mordercze spojrzenia moich braci, ukrył twarz w rękach i warknął pod adresem krótko ostrzyżonego blondyna z odstającymi uszami -Kurwa zamknij się.
-Dlaczego?- spytał idiotycznie blondyn z sterczącymi jak u disneyowskiego słonia Dumbo,czy jakoś tak. Gabriel nie przestawał mierzyć ich demonicznym wzrokiem, który większość przyprawił by o dreszcze.
-Nie są to zbyt inteligentni ludzie.-stwierdził nadal ich obserwując -Jeśli mają zamiar z nami zadrzeć.
-Z wami?-uniosłam brew, ignorując męczące spojrzenia koleżków Oliwera.
-Tak, z nami. Bo jeśli zrobią naszej siostrzyce coś złego, będą w najlepszym przypadku martwi.
Kiedy skończyli mi już przedstawiać resztę ludzi, wysłaliśmy Huberta z Alem po szejki dla nas. Niestety w tegoroczną wiosnę rzadko można było cieszyć się promieniami słońca, bo niebo zazwyczaj było spowite przez ciemne deszczowe albo nawet burzowe chmury. Taka pogoda sprzyjała jedynie złemu humorowi, aczkolwiek ja, mając takich towarzyszy nie miałam na co narzekać.Ale czyż nie mówi się,że po każdej burzy wychodzi słońce? A ja miałam dziwne przeczucie,że za nie długo coś potoczy się dalej.

sobota, 16 stycznia 2016

VIII

Przestałam wierzyć w potwory, gdy zrozumiałam, że ich nie ma pod łóżkami, w szafach, w ciemnych pokojach, jak uwielbiali straszyć nas dorośli, one są tylko w ludziach. Wszystkie potwory są ludźmi... każdy jest aż, a może i tylko człowiekiem? Jednego jestem pewna, idę o zakład,że to nie są "przystulaśnie-milusie" :p potworki rodem z Potworów i spółka ani z horrorów. Te potwory nie zjedzą nas, ale mogą próbować nas zniszczyć. A wybór należy tylko do nas czy staniemy się tacy jak oni, a nawet gorsi czy sami zdeptamy potwory będące wewnątrz nas. Od pewnego czasu doszłam do wniosku,że noszenie potwora w sobie w jakiś sposób ogranicza człowieka....

-Nie, nie i jeszcze raz nie! Wspominałam już, że nie?- z korytarza wejściowego docierał do naszych, Klary, Róży i moich, uszu podniesiony głos dziewczyny z trzeciego roku. Uroki przebywania w wspólnym salonie. Wysoka, niemalże piskliwa barwa głosu, aż mnie otrzepało...nie było dnia by cały damski internat nie słyszał wrzasku tej  dziewczyny. Jej głos był dość charakterystyczny,a wszystkie mieszkanki internatu, znałyśmy go z nadprogramowych nocnych popisów (łatwo się domyślić jakich, tak to ma baaardzo ścisły związek z zamontowaniem monitoringu przy wejściu do naszej części). Powiem krótko, nie żebym coś sugerowała, ale za jej sprawą sądzę, że gdyby głupota i hmmm nazwijmy rzecz po imieniu dziwki umiały latać, to szkoła i internat zmieniłyby się w lotnisko. W sumie źle zrobiłam przypisując jej tak wulgarną łatkę, ona jest po prostu "kobietą wyzwoloną, która ma swoje pasje i je realizuje." Kto rozpoznaje z czego to parodia? XD.
 -No super, znowu się zaczyna.- westchnęła Róża przygłaszając telewizor.
-5 raz w ciągu tygodnia..to nawet jak na nią duża przesada- dodała krzywiąc się Klara i na nowo wlepiła wzrok w "Rozmowy w Toku" .  Każdą z popularnych produkcji miałam na żywo w swoim kompletnie porypanym życiu a szczególnie dominowały: Trudne Sprawy, Dlaczego ja, a nawet Dzień, który zmienił moje życie ;p.
-Kinga.- powiedziałam parodiując gest z mema faceta z kanału history -Tego nie ogarniesz.
Ledwo to powiedziałam a do salonu wpadła Kinga.
-Nie, nie,nie,nie i jeszcze raz nie!- odwróciła się w stronę korytarza. Świetnie, tego mi potrzeba wysłuchiwania kiepskiego popisu szkolnej królowej dramatu...Czujecie ten sarkazm.
-Kinia, proszę cię.-odezwał się jakiś męski głos. Dziwne skądś kojarzyłam ten głos. Zawsze uważałam, że mam niesamowite szczęście, wierzcie lub nie ale zawsze zapamiętywałam osobę po pierwszym usłyszeniu głosu... Kątem oka zaczęłam obserwować konwersację Kingi i chłopaka ukrytego w ciemnym korytarzu. Ten głos mi coś mówi, przekopanie pamięci zajęło mi zaledwie sekundę by dopasować głos do właściciela. O w mordę! Jeśli się nie mylę jest to jeden z "geniuszy" spotkanych w archiwum.
-Głuchy jesteś?! Której części słowa "nie" nie ogarniasz?
-Kurwa no, Kinga! Nie proszę cię o nic trudnego.
-Nie. Człowieku, owszem kojarzę tą osóbkę, ale jej bliżej nie znam.
Nie dosłyszałam co wymruczał koleżka od kradzieży akt, ale odpowiedź Kingi sprawiła, że automatycznie słuch wyostrzył mi się jeszcze bardziej. A w dupie mam rozmowy w toku, ta rozmowa stała się ciekawa. Ciekawa bo miałam przeczucie, z resztą słuszne,że dotyczy mojej skromnej osoby.
-Ja pierdolę..-syknęła Kinga, a w mojej głowie pojawiła się ironiczna myśl "Lepiej nie bo rodzinkę powiększysz" -Dareczku, znasz może Gabriela, Huberta albo Alberta Serafinów? To Marcysia, jest ich małą siostrzyczką, przyrodnią, ale jednak siostrzyczką. A o niej samej wiem tylko tyle, że bawi się w punkową królewnę.- wszystko to mówiła przesłodzonym tonem. Niby nie powiedziała nic złego, ale sam jej ton sprawiał, że miałam ochotę przybić jej piątkę, krzesłem i to prosto w czoło. -Wiem też, że nie mam nic do niej i nie mam zamiaru wam pokazywać gdzie jest jej pokój... bo znając was nic nie wyniknie z tego  dobrego, a w moim interesie nie leży podpadnięcie sexi trójcy S.
Okeeey...teraz znałam imię chociaż jednego z nich. Gość z drugiej albo trzeciej mundurówki, poszukiwacz moich akt ma na imię Darek, a teraz on poszukuje mojego pokoju...Czyżby chciał odzyskać swoją (?) zgubę? A może szuka jakiś info o mnie...co za chora głowa. Przypomniało mi się co powtarzano mi i braciom, praktycznie odkąd zaczęliśmy cokolwiek rozumieć, nasi rodzice no cóż nie oszukujmy się są realistami, zawsze dochodzili do swego i nam przekazywali od małego prawdę:  Jeśli znasz przeciwnika i znasz siebie, nie musisz się bać wyniku setek walk. Jeśli znasz siebie, ale nie przeciwnika, za każdym razem gdy wygrasz odniesiesz również porażkę. Jeśli nie znasz ani siebie ani przeciwnika,polegniesz w każdej walce. Krótko mówiąc znaj wroga swego. A co za tym idzie- muszę rozgryźć to pismo. Oni szukają czegoś o mnie, a ja zdobędę info o nich nawet jeśli miałabym być winna komuś przysługę. Nie pozwolę by oni zebrali pierwsi potrzebne rewelacje. A więc zaczynamy wyścig: Czas Start! Nieświadomie, niesiona ciekawością wplątałam się w rozrywkę z której, rezygnacja, wycofanie się i wyjście nie jest prostą rzeczą. Notowania Kingi lekko podskoczyły w moim prywatnym rankingu, oczywiście nie uszła mi uwaga o jak to ujęła sexi trójcy S.. yh to moi bracia, więc słyszenie czegoś takiego jest dziiiiiwne... a tym bardziej z ust osoby o reputacji każdego dnia inny. W sumie czym się martwię, żaden z nich nawet nie gustuje w tym typie.
-Ty jesteś Marcy, prawda?- Kinga położyła mi dyskretnie rękę na ramieniu -Przyjaźnię się z twoimi braćmi, możesz ich spytać jak mi nie wierzysz...musimy pogadać, przyjdź proszę za 5 minut do 209.- powiedziała to tak cicho, że tylko ja byłam w stanie usłyszeć jej słowa. Moje dwie najlepsze przyjaciółki były pochłonięte oglądaniem pracza mózgu, tak nazywam RwT, taa kocham te dwie ale dobija mnie ich brak hmmm nazwijmy to dociekliwością. W sumie to trochę im zazdroszczę,bo one nigdy, a przynajmniej Klara nie wplączą się w dziwne historie, czuję, że znajomość mojej historii mogłaby im zaszkodzić, a więc by je chronić sama jeszcze nie wiem przed czym, muszę utrzymać je w nie wiedzy.
************************************************************************
Drzwi pokoju 209 zatrzasnęły się za mną. Niech szlag trafi tą moją ciekawość. Kinga Pierewska jako jedyna miała cały pokój dla siebie. Musiałam mrugnąć parę razy, aby stwierdzić czy dobrze widzę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to gigantyczny plakat jednego z popowych boysbandów, niezbyt przez mnie uwielbianego, a tuż obok średniej wielkości plakat ubóstwianego przez mnie Sabatonu nad łóżkiem. No way. Sabaton powieszony obok yhhh, What the fuck?! Gdzie tu sens? Nie,nie,nie. Dostrzegłam też pełno rozwalonych gazet o modzie na jednym z krzeseł. Pokój jak pokój.
-Usiądź. Napijesz się czegoś? Pepsi, whisky, piwko, czysta, kamikaze czy jakiś drink?- Kinga z uśmiechem wskazała mi miejsce obok siebie na sofie. Teoretycznie nie znałam jej, słyszałam tylko o jej "podbojach", a jedną z moich zasad jest nie picie alko przy kimś komu nie mam podstaw ufać. Dyplomatycznie odparłam -Readlerka masz, bo na coś innego trochę za wczas..
-Jasne, cytrynowy od Warki.- wyjęła dwa. Jeden mi podała a drugi błyskawicznie odkapslowała i pociągła olbrzymi łyk. Dyskretnie próbowałam coś wyczytać z jej postawy..
-Wiem,że się nie znamy, ale przysięgam na twoich braci, że mam dobre intencje...
Mądre zagranie, przysięga na moich braciszków, cóż tylko jest taki mały problem, owszem im ufam, ale jej niezbyt. Do obcych zawsze podchodzę z dystansem, może dlatego niektórzy uważają mnie za osobę chłodną? Dla mnie liczy się fakt, że mam kilka osób, za którymi wskoczyłabym w ogień. Świat naokoło się zmienił, a my pozostaliśmy niezmienni. Realni, prawdziwi, spontaniczni, bezczelni, czysto demoniczni, wierni, lojalni,to po prostu my. Bez masek, silni ale jednocześnie słabi, wrażliwi i zimni, pełni gniewu i spokoju, siostry i bracia z innych rodziców, inni a jednak na zawsze ci sami -tak to dobre słowa, różni a jednak tacy sami, bo czy nie wszyscy oddychamy tym samym powietrzem, a nasze serca tak samo biją? Jeny, zaczynam biegnąć w stronie filozofii, Platonie,Sokratesie bójcie się, nadchodzi młoda krew XD!
-Okey..-mruknęłam-Przypuśćmy,że ci wierzę- powiedziałam przyglądając jej się uważnie. W końcu z mowy ciała można wyczytać czy ktoś kłamie. O dziwo jej postawa wskazywała na spoko intencje, zobaczymy.
-Żeby było jasne młoda, ostrzegam cię tylko z sympatii do twoich braci...
-A któregoś w szczególności?-rzuciłam ironicznie,ile jeszcze razy podkreśli jedno i to samo?
-Hubert...ale to bez związku. Radzę ci słuchać, bo powiem to tylko raz, nie wiem o co biega, ale pewne osoby usiłują się dowiedzieć czegoś o tobie.- to już wiem, więc next please... -I zapewniam cię są to osoby z którymi, nie chcesz mieć na pieńku.. Nie wiem po co im info o tobie, ale
jedno słowo: Uważaj na siebie. -zamilkła na chwilę, wyciągnęła się by dostać ręką po jakąś kartkę i długopis z biurka. Zapisała mi na niej jakiś numer i podpisała Kinga -Masz wbij do telefonu.
Spojrzałam na nią pytająco.
-Młoda wyglądasz na osobę lubiącą wplątywać się w tarapaty oraz o ile masz charakter i temperament jak twoi bracia to jestem na 100% pewna, że wplączesz się w duże kłopoty.- Zanim zdążyłam cokolwiek jej odpowiedzieć dodała -W końcu Serafin, we krwi mają szaleństwo.
-Na całe moje szczęście zawsze umiem się z nich wyplątać.
-Są kwestie w których to nie jest takie proste.
-A kto powiedział, że w ogóle kiedykolwiek było?
-Nikt. Ale doceń to, że...-urwałam
-Że...?-przeciągłam, uporczywie się w nią wpatrując. Ta sztuczka miała powodować lekki dyskomfort, a w efekcie powiedzenie tego mnie ciekawi.
-Nie mogę ci powiedzieć....mała za nim pójdziesz, pamiętaj odpowiedź znajdziesz w odbiciu.

sobota, 2 stycznia 2016

VII

 Rozdział zawiera śladowe wyrazy niecenzurowane.
*************************************************************************
Jestem jak wilk, nocny łowca wiem, że mam złą sławę. Kiedy wpadnę w sidła, mogę odgryźć swoją łapę. Już całe miasto zna mnie, bo choć przemierzam je jak duch, to mój głos roznosi się wśród pokrytych mrokiem wzgórz. No może, z tą złą sławą to trochę przesadziłam... jedni uznają mnie za aniołka, a inni sądzą, że zrzuciłam z tronu samego Lucyfera, sorry Lucuś, taki mamy klimat. Bez bicia przyznaje, że zawsze fascynowały mnie zwierzęta nazywane drapieżnikami. Nigdy nie odczuwałam najmniejszego wstrętu czy też strachu przed ptasznikiem z szkolnej sali biologicznej, możliwe, że to przez mały fakcik z odległych czasów dzieciństwa, iż jeden z trójki moich przyrodnich braciszków, tak Hubert, który jest starszy od mnie zaledwie o pół roku a zachowuje się jakby to były co najmniej trzy lata...okey zostawmy to na razie w spokoju, istotne jest to, że jako mały dzieciak hodował tarantulę (pamiętam jakie z nią były akcje XD chociażby zniechęcenie do pracy pięć nianiek w ciągu jednego tygodnia), był też skorpion przywieziony prosto z Włoch, biedaczysko nie przetrwało naszego klimatu, no i nie można zapomnieć o pamiętnym pupilku pytonie zielonym (oh te jego szukanie po okolicy i patrzenie na miny zapytanych sąsiadów po usłyszeniu "Przepraszamy, zaginęło nam zwierzątko, może je pan/pani widzieli, jest zielone, pełza, ogólnie to jest pyton, a i wabi się Venon" XD bezcenne.)
-MAAAAAAAARCYYYYYY- głos Huberta było chyba nawet słychać na drugim końcu miasta. Jeny, co on znów chce i jak do jasnego gwintu wszedł do dziewczęcego internatu, wejście było monitorowane od pewnego nocnego incydentu jakiś trzecioklasitów...taa wszyscy się domyślamy o co biega, ale to nie ma żadnego związku z tą historią, po prostu "mały" przypał.  Tak czy siak musiałam schować dopiero co wyciągnięty notes, jak tak dalej pójdzie to najprędzej odszyfruję te hieroglify za jakieś sto lat. Okey, to duża przesadza...
-COOOO?!-odkrzyknęłam, a co ,jak to jest w takiej jednej piosence "nie ma spania! Mam w dupie,że jest środek pierdolonej nocy! Budzimy sąsiadów!" nazwanie godziny 14 środkiem nocy... niektórzy odsypiali ciężki dzień w szkole, albo wczorajsze balangi.
-O! To tu jest twój pokój..- uśmiechnął się wchodząc do mojego królestwa dzielonego na cztery -Dzięki za pomoc Oliwia.-krzyknął w stronę korytarza i zamknął drzwi. Bezceremonialnie usiadł obok mnie na łóżku.
-Ależ proszę wejdź, usiądź, rozgość  się, herbatki może?- spytałam z sarkastycznym uśmiechem.
-Tak poproszę..-o Hubert podjął wyzwanie?
-A może jeszcze frytki do tego?
-Nom, z keczupem, nie solone.
-Spoko, Mac jest po drugiej stronie ulicy.
Roześmiał się kładąc się poprzek łóżka. O moim kochanym przyrodnim braciszku wystarczyło wiedzieć trzy fakty: 1.Znał wszystkich z okolicy   2.Umiał sobie zaskarbić szacunek u innych w naprawdę różne sposoby   3.Jego nigdy przenigdy nie należy wkurzać, poważnie.  Przewróciłam oczami, nie za wygodnie trochę panu? Zdegustowana spostrzegłam, że położył nogi w butach na moją pościel.. Uderzyłam go lekko poduszką -Człowieku! Ja do cholery na tym śpię! Serio nie potrzebuję ozdobnych śladów po twoich butach.-  z każdym kolejnym słowem okładałam go poduszką. Śmiejąc się uniósł ręce w geście kapitulacji -Dobra,dobra młoda.- znalazł się staruszek -Idziesz z nami na święto miasta.
Uniosłam brew. To nie brzmiało jak pytanie. Ciekawe co oznacza według niego słówko "z nami", jego i jego najnowszą miłość, jego i pozostałą dwójkę przyrodnich braci? Nie lubiłam być postawiana przed faktem praktycznie dokonanym, nie znosiłam jak ktoś próbował mi rozkazywać, zwykle wtedy specjalnie robiłam na odwrót...ale pójście na imprezę w ich towarzystwie nie było złym pomysłem. Odpocznę na chwilkę od zastanawiania się co niby jest tak cennego w tym notesie, gdyby nie miał jakiegoś istotnego znaczenia, jeden z tych gości tak bardzo by nie denerwował się zgubieniem go, po co im moje szkolne akta, co z Oliwerem, jaki on ma z tym wszystkim związek, co ważniejsze co niby ja mam z tym czymś wspólnego..aż mnie głowa od tego wszystkiego boli. Cholera, kiedy moje życie stało się aż tak porypane?  Jeszcze nie wiem jak, ale jakoś się dowiem o co w tym wszystkim biega, albo nie nazywam się Marcelina Serafin.
-Braciszku, to nie brzmiało jak pytanie.
-No i nim nie było.- aha spoko -Marcy, ja Gabryś i Albert za dobrze cię znamy i po twojej minie widzimy,że coś kurwa jest nie tak. Idziesz z nami się rozerwać i do jasnej cholery chcemy wiedzieć co cię dręczy.- spojrzał  na mnie z niepokojem w oczach, objawy braterskiej miłości? Dobrze wiem, że oni bez gadania ze wszystkim by mi pomogli, taa tylko jak im niby mam nakreślić sytuacje?! To brzmi jak scenariusz filmowy, dziwnie, nieprawdopodobnie, szlag jakim cudem to się przytrafia właśnie mi. Taaa już to widzę "no więc tak bracia, chłopak mnie wystawił, znalazłam jakiś dziwny notes, jacyś goście włamali się do archiwum po moje akta, przy okazji są być może właścicielami znaleziska, a i zapomniałabym Oliwer jest z nimi w jakiś sposób powiązany, hmmm to chyba jak na razie wszystko. Wiem, że oni rzuciliby wszystko by mi pomóc, ale nie lubiłam wysługiwać się nimi. Są moimi braćmi, a nie kluczami do rozwiązywania moich problemów. Po za tym denerwował mnie fakt bycia w cieniu ich trójki, bycia spostrzeganą jako malutka, słaba dziewczynka, którą braciszkowie zawsze uratują, wybaczcie ale to dotyczy mnie i to ja muszę się z tym zmierzyć, zapracować na to by Serafin nie oznaczało tylko ich trzech i ich "delikatniutkiej" siostrzyczki. Ale w sumie Hubert znał prawie wszystkich z okolicy, to może mógłby oświecić mnie na temat tamtych chłopaków i Oliwera? Cholera! Znowu myślę o tym! Stop, stop i jeszcze raz stop! Idę z braćmi na dni naszego miasta, mam się zrelaksować i do jasnego gwintu dobrze bawić. Należy mi się.
**************************************************************************
Powoli przemieszczaliśmy się wśród olbrzymiego tłumu ludzi. Nowe władze miasta postanowiły
przenieść całą imprezkę z miejscowego amfiteatru na plac targowy. Jak dla mnie bezsens, przecież na amfiteatrze było więcej miejsca na atrakcje, a tu ledwo co mieściła się scena i objazdowe wesołe miasteczko, które miało być dla dzieci ale spójrzmy prawdzie w oczy, bawili się tam ludzie w moim wieku.
-Marcy, zobacz!-szturchnął mnie Gabryś -Czy to nie on?- Gabriel wskazał kciukiem grupę osób o jakiś rząd przed nami. Pokierowałam wzrok za jego palcem, szlag. Miał racje. Stał tam. Delikatnie wypuściłam powietrze z płuc, Oliwer obecnie był ostatnią osobą, którą miałam ochotę widzieć. Nie, nie byłam na niego zła, tylko wściekła.  Wbiłam w jego plecy wściekłe spojrzenie.
-Chodźmy dalej. Nie ma tu nic ciekawego.- pociągnęłam braci w kierunku diabelskiego młynu. Jakie było moje zdziwienie, gdy ledwo zniknęliśmy z pola widzenia Oliwera i jego bandy. A on z nimi znowu jakimś sposobem był przed nami. Spostrzegłam kątem oka jak obraca głowę w naszym kierunku, w manifestowy sposób obróciłam się do niego tyłem i ruszyłam w stronę stoiska z napojami. Kurwa no mać! To miał być relaksujący dzień. Dzień spokoju, dzień bez snucia rozmyślań, dzień bez zastanawiania się co on niby sobie wyobraża?! Chłopaki poszli sobie kupić po piwie, ja nie miałam humoru na alkohol. Byłam wściekła i na tyle rozsądna by nie nakręcać wściekłości zacnym trunkiem. No chociaż trochę rozsądku mi pozostało. Wzięłam cytrynową pepsi i zmierzałam w kierunku stolika zajętego przez moich braci. Ledwo zdążyłam usiąść, a Albert z ironicznym uśmieszkiem szturchnął mnie lodowatą butelką piwa -Meercyyyy spójrz tylko tam.- wskazał za siebie. Noż kurwa,kurwa,kurwa i jeszcze raz kurwa! To naprawdę przestawało mnie już bawić...stop...to mnie nawet nie bawiło.
-Oj, biedaczek dostanie skrętu szyi.- szyderczo  zaśmiał się Hubert, komentując to co w tej chwili robił Oliwer. W sumie mnie to rozbawiło...patrzył na nas przez ramię, jedno i drugie. I tak przez dobry kwadrans. Raz jedno, raz drugie i znowu jedno, i znowu drugie. Człowieku co z tobą do cholery?
-Marcy, może któryś z nas powinien przytrzymać mu głowę?- zanosił się śmiechem Gabriel z Albertem. Niech ich, swoją drogą skąd oni wiedzą? Przecież ja nic im nie mówiłam.
-I powiedzieć "Ej ziom, ona tu jest!"
-Która to już butelka? Bo niezła faza was trzyma...-rzuciłam unosząc pytająco brew.
Złapałam się na tym, że mój wzrok powędrował w kierunku Oliwera. Cały na czarno, co idealnie pasowało do jego ciemnych włosów, znów obracał głowę w naszym kierunku. Ciekawe czy tym razem uda nam się zniknąć nie zauważonymi przez niego w tłumie? Hubert miał racje, jeszcze chwila a urwie mu się łeb, aż jego koledzy zaczęli mu się przyglądać. Nie odwróciłam wzroku, gdy jego wzrok napotkał  mój, on też nie uciekł swoimi czekoladowymi oczami. Widząc,że nigdzie się nie ruszam wyglądał jakby odetchnął z ulgą. Wyprostował się, zupełnie jakby zadowolony faktem, że go w końcu zauważyłam... Tknięta przeczuciem spojrzałam na Alberta, w szarych oczach był wyraźny komunikat : Zaraz zwymiotuję! Lekko uderzyłam siedzących po moich bokach Huberta i Gabriela i kiwnęłam głową w kierunku Alberta. Powinien być mi wdzięczny, że zapobiegam jego powszechnej kompromitacji. Prawdziwa zabawa i tak zaczynała się po 20, więc siedzenie tu do tego czasu nie miało sensu. Wstaliśmy od stolika, chłopaki prawie, że ciągnęli pijanego już Alberta. Nie no, tak wcześnie się opić.. Po prostu brawo.Wyglądał jakby lada moment miał zabarwić chodnik swoimi wymiocinami. Zaciągnęliśmy go za stare blokowisko, niestety ale nie jesteśmy jeszcze pełnoletni a przy takiej imprezie ilość policjantów jest wprost niewyobrażalna i niezbyt podobałby nam się fakcik spisania nas za alkoholizacje w miejscu publicznym. Swoją drogą co za ciekawa właściwość państwa w niebieskich mundurach, człowiek zamiast czuć się pod ich obecnością bezpiecznie, jest cały podenerwowany, zestresowany i pełen obaw czy się do czegoś nie przyczepią, ale mniejsza o to. Gabriel przytrzymywał Alberta, gdy on no płacił za brak umiaru w spożywaniu alkoholu,a ja i Hubert stanęliśmy po bokach by ich zasłonić jakby co. Zwęziłam oczy i położyłam ręce na swoich biodrach, dwie minuty, tylko dwie minuty, o co mu do cholery biega, zza blokowiska wyłonił się Oliwer, tym razem bez swojego towarzystwa, rozglądał się jak by kogoś szukał.
-Co do jasnego gwintu...-mruknęłam pod nosem. Zauważywszy mnie i moich braci stanął jakby sparaliżowany, by w następnym momencie obrócić się i szybko zniknąć. Korciło mnie by za nim pójść, ale upartość i duma, zraniona duma na to mi nie pozwoliły, no i jeszcze wściekłość, która do końca mi na niego nie przeszła. Co on sobie właściwie wyobraża?! Dlaczego to wszystko musi tak się komplikować?

wtorek, 22 grudnia 2015

VI



Czasami jeśli chce się coś ukryć wystarczy robić to na widoku, w końcu najciemniej jest zawsze pod latarnią, nieprawdaż? Stare powiedzenie, lecz zwykle się sprawdza aż za dobrze. Rodzice jak byłam małym dzieckiem, z resztą według nich zbyt ciekawskim, stwierdzili, że moja ciekawość może doprowadzić mnie kiedyś do samego piekła, noooo nie wiele się pomylili...Zawsze jak coś mnie zaciekawia niczym rasowy dziennikarz albo detektyw dążę do poznania historii, w sumie głównie przez to wylądowałam na takim a nie innym profilu, byłam zdania, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć i to był jeden z moich głównych błędów, poprzez moją ciekawość, motto chwytaj dzień, hmmm sprawy związane z Oliwerem, wbrew wszystkiemu nasza znajomość po ostatnim incydencie nie uległa zakończeniu, wplątałam się w historię rodem z filmu akcji. Niby takie rzeczy nie mają prawa się wydarzyć, a jednak cały czas uczę się by nigdy nie mówić nigdy.
        Nikt z początku nie zauważył dwójki uczniów, którzy wyłonili się z wejścia do damskiej szatni. Wszystkie oczy przechodzących skierowane były w zupełnie innym kierunku. Na schodach obok gabinetu woźnego siedziała dwójka chłopców, naturalnie ich znałam. Co nie oznacza, że ich lubię. Wymieniłam spojrzenie z Różą i tak dostałyśmy już miejscówkę w sali karnej, więc małe ignorowanie nic i tak nam nie pomoże. 
-Kabel!- wypowiedziałam kierując wzrok na rudzielca, który na niemieckim podał profesorce moje nazwisko. A tak z innej beczki, uczy nas ona ponad pół roku a nadal nie zapamiętała osoby, która zawsze komentuje jej słowa z dużą dozą sarkazmu. Zwyczajnym zbiegiem okoliczności zadławił się zjadaną przez siebie zapiekanką. Przerażone spojrzenie jego bliskiego przyjaciela, szczerze mnie rozśmieszało, rudy sam sobie był winny, mógł nie jeść jak zwierze...wtedy uwaga przechodzących skierowała się na nich. Puściłam oko do znajomych przechodzących obok  zanosili się śmiechem na widok Widlaskiego. Spokojnie oparłam się o jeden z pomników obserwując jak macha z paniką w oczach ręką, zamiast od razu iść do skrzydła szpitalnego. Ale od kogo ja oczekuje zdolności logicznego myślenia? 
-Szybciej się jeść nie dało, aaa rozumiem trenowałeś do zawodów, kto zje więcej jak zwierz? W końcu jakoś byś wygrał.- posłałam rudzielcowi sarkastyczny uśmiech, miałam z nim na pieńku od czasów gimnazjum, ciągła rywalizacja, docinki...wstyd przyznać ale w czasach gimnazjalnych byłam zupełnie inna i on górował nad mną, ale dawna ja już dawno temu umarła, a obecna nie ma zamiaru powtarzać historii z ostatnich trzech lat.
-To wcale nie jest śmieszne, Serafin...jak on teraz będzie mówił? Przecież podrażni sobie gardło jeszcze bardziej, a to może doprowadzić do różnych nieciekawych....
-Ojej, myślisz, że mnie to cokolwiek interesuje? Biedactwo.- odparłam przewracając oczami, jeszcze chwila a usłyszałabym diagnozę Widlaskiego po łacinie, to tak samo jakbym ja wyjechała im z łacińskimi formułkami prawnymi...nic by nie zrozumieli. Posłałam Róży porozumiewawcze spojrzenie.
Szłam po schodach w pewnej odległości od tej dwójki, która wychodziła z damskiej szatni a z całą pewnością nie byli dziewczynami. Moja silna intuicja podpowiadała mi, że warto iść za nimi, ponieważ mogę dowiedzieć się czegoś przydatnego. Skrzywiłam się słysząc jak głośno  biegnie za mną Róża ciągnąc ze sobą znalezioną po drodze Klarą.
-Marcelina, gdzie idziesz? Zaraz spóźnimy się na karne zajęcia!
-Cholera! Pławicka, możesz nie iść jak olbrzym.- syknęłam nawet na nią nie patrząc. Wielkie mi co spóźnię się na szlaban, ojej niech się nie popłacze z tęsknoty za moim towarzystwem.  
-Marcelina, czekaj dokąd właściwie idziemy?-spytała szeptem doganiając mnie. Nie odpowiedziałam jej. Sama nie wiedziałam. Nie widziałam najmniejszego sensu jej tłumaczyć, że bawię się w śledzenie jakiś dwóch osób. Domyśliłam się, że zniknęli za rogiem, ponieważ od dłuższego czasu nie widziałam nawet kawałka ich ubrań.
-Nie gadaj tyle, pośpiesz się.- ruszyłam przyspieszonym krokiem. Podsumowując szłam z przyjaciółkami za kimś kogo nie znam, tylko dlatego, że moja niebywała intuicja dawała mi nie mal pewność, że mogę dowiedzieć się czegoś ciekawego, dodajmy do tego fakt o tym, że powinnyśmy być na zajęciach karnych. A z resztą jak to ujęłam wcześniej chrzanić szlaban. Tak, wplątuję się w kłopoty, ale zawsze z nich wychodzę bez szwanku, spadam niczym kot na cztery łapy. Doszłyśmy do rozwidlenia. Niech to szlag, teraz nie mam pojęcie, którędy oni poszli. Było tylko jedno słuszne rozwiązanie.
-Dziewczyny idziecie w prawo a ja w lewo. Nie pytaj dlaczego jak byś coś albo kogoś zauważyła nie zwracaj na siebie uwagi, tylko daj mi znać wiesz jak.- mrugnęłam porozumiewawczo nie czekając na jej odpowiedź i zbędne pytania ruszyłam w obranym przez siebie kierunku. Niemal słyszałam w głowie jak mówi "Marceliny ciekawość i intuicja i wszystko jasne..."Kamienna posadzka wyglądała jakby nikt tędy nie uczęszczał od dawna, światło migotało. No tak, stara część szkoły zamknięta zwykle dla uczniów, brawo Marcy, wplątuj się w jeszcze większe tarapaty. Osoba z pierwszego roku mogłaby stwierdzić, że nikt tędy nie przechodził od setek lat, ale ja jako doświadczona w sumie też wtedy pierwszoklasistka, ale od pierwszych dni wymykająca się na nocne spacery po szkole doskonale wiedziałam, gdzie ten korytarz prowadzi. Naturalnie do archiwum. Moja szkoła nie tylko trzymała tam stare dokumenty ale i dokumentacje obecnych uczniów. Szłam najciszej jak umiałam. Po 10 minutach dalszej drogi usłyszałam głosy,  wślizgnęłam się do jakieś wnęki. 
-Ty tak na poważnie? Może w końcu mi wyjaśnisz po jaką cholerę chcesz szperać info o tej blondi co "Rekin" się nią interesuje?!-spytał odwrócony do mnie tyłem krótkowłosy chłopak ubrany w mundur. -Coraz ciekawiej.- Przeszła mi przez głowę ta myśl. 
-Proste, blondyna nam znacznie zagraża, zauważ, że zarywał do niej odkąd, a jak w końcu się zgodziła to co chwilę gadka o niej...- odezwał się drugi z nich słabo widoczny z mojego miejsca.
 Cicho wypowiedziałam cisnące mi się na usta przekleństwo a zaraz potem wcisnęłam się w głąb wnęki, teraz jakby mnie zauważyli, miałabym niezłe kłopoty, po za tym dziwne przeczucia kołatały mi się w mózgu.
-Mój drogi, to jest oczywiste. Mam co najmniej kilka powodów.- roześmiał się klepiąc go po plecach, chłopak o włosach czarnych jak pióra kruka. Kojarzyłam skądś ten głos. Muszę przyznać, że teraz byłam jeszcze bardziej ciekawa o co im chodzi i dlaczego chcą się dostać do akt "jakieś" dziewczyny. Po za tym jeśli bym się dowiedziała szczegółów z chęcią bym popatrzyła jak dostają piękny długotrwałą wizytę w sali karnej.
-Stary zaczynam serio niepokoić i zastanawiam się czy zostało ci coś  z mózgu. Przecież jak nas ktokolwiek zastanie w tym miejscu...-pierwszy z nich wydawał się poważnie zaniepokojony.
-To coś wymyślimy. Nie bój dupy jak tchórz, po za tym i tak zapieprzyłeś sprawę gubiąc ten cholerny notes! Mam pewne powody.- odparł mu rozglądając się po pokoju.
-Okey sądzę, że zgłupiałeś. Zauważ, że to głównie przez ciebie i twój genialny pomysł "chodźmy za nią, nic nie zauważy, w końcu to blondyna.."- warknął sarkastycznie. Cicho i bezszelestnie zaczęłam się wycofywać. Zgubiony notes, to głupie przezwisko, które jakiś gość, którego nie znam za mną się drze przeszło od tygodnia, wielokrotna próba spotkania się, przeklęłam pod nosem coś za dużo dziwnych zbiegów okoliczności...szlag, oni próbowali znaleźć moje akta! Phy, powodzenia, na całe szczęście moich z resztą jak i całej klasy prawno-dziennikarskiej znajdują się bezpiecznie pod opieką wychowawcy a w tym szczególnym wypadku samego dyrektora.... Czy ktoś może mnie uświadomić kiedy moje życie stało się tak skomplikowane, dziwne, całkowicie porąbane? Niestety moja intuicja podpowiadała mi, że nie raz mogę mieć problemy przez niektórych.
************************************************************************

-Profesorze Slugiński! Profesorze Slugiński!- wpadłam do sali prawnej z czarującym uśmiechem. Zostałam wezwana z Różą do niego w trybie natychmiastowym...no powodu łatwo się domyślić. Profesor Slugiński nie wiadomo czemu nie ufał ludziom smutnym i zbyt poważnym, jeśli ktoś chciał go sobie zjednać wystarczyło być pogodnym albo chociaż takiego udawać w jego towarzystwie.
-Panno Serafin doszły mnie słuchy o tym, że panienka zignorowała karę i się na nią nie stawiła, z reszta tak jak panna Pławicka. Lepiej żebyś miała dobre tego wytłumaczenie.- odpowiedział mi z lekko zmarszczonymi brwiami siwy już mistrz prawa.
-Owszem profesorze mam wręcz bardzo dobre wytłumaczenie.- założyłam rękę 
na rękę. -Profesorze zna mnie pan i wie pan, że..- nie musiałam kończyć zdania, ponieważ Slugiński dobrotliwie się uśmiechnął i wskazał mi brązowy wyglądający na wygodny fotel. Usiadłam, a profesor usiadł na przeciwko mnie.
-Słucham panno Serafin,nie mogę zarzucić kłamstwa,ponieważ nigdy nie dałaś mi ku temu powodów .
Uśmiechnęłam się zadowolona z słów opiekuna mojego profilu. Zaczęłam opowiadać co spowodowało moją i Róży nie obecność na karze, oczywiście pomijając fakcik przebywania w pobliżu archiwum, nie wiele minęłam się z prawdą, bo wspomniałam, że usłyszałam jak dwóch uczniów z starszej klasy mówi coś o zakradnięciu się do archiwum i tknięta dziennikarskim nosem postanowiłam ruszyć za nimi...ale zawróciłam się gdy spostrzegłam, że faktycznie zmierzają w tamtą stronę oczywiście zaznaczyłam, że nie będę w stanie ich rozpoznać. Sorry ale głupia nie jestem, coś mi mówi, że oni mogliby mi nieźle zaszkodzić.... Słuchał uważnie, pocierając palcami swoją brodę. W jego ufnych oczach pojawiło się zaniepokojenie. Zadumał się poważnie nad właśnie usłyszaną informacją.
-W takiej sytuacji, pochwalam panienki zachowanie.  Porozmawiam z profesor by cofnęła twoją karę..
Mówiłam, że jakoś się wywinę, a po za tym...cenne informacje prosto z archiwum to tylko mit, te naprawdę istotne znajdują się w lepiej pilnowanym miejscu, takie jak choćby gabinet dyrektora.
-Panie profesorze z całym szacunkiem, ale czy mogę już iść?-spytałam unosząc pytają co brew. Zwykle nie dzielę się nawet szczątkowymi informacjami z kadrą nauczycielską, ale to była sytuacja w której ratowałam swoje własne tyły. Raz-wywinięcie się z kary dzięki temu, dwa-oni szukali info o mnie, więc byłabym skończoną idiotką gdybym nie wspomniała o tym panu Slugińskiemu.
-Czy panience coś chodzi po głowie?- spytał wyraźnie zaciekawiony stary profesor. Wyjaśniłam mu przekonująco, że nawet się nie domyślam. To jest sprawa do rozwiązania przez mnie, oni chcieli dokopać się do czegoś o mnie...  Długo milczał zastanawiając się nad moimi słowami. Jako doświadczony prawnik z wykształcenia wyczuwał, że coś pomijam, ale z zaufania do mnie nie dał po sobie tego poznać. Ja w tym czasie rozejrzałam się po gabinecie mistrza kodeksów prawnych, nigdy nie wiadomo kiedy jakiś coś  będzie mi potrzebne, albo jakaś pomoc kodeksu XD. Samo pomieszczenie, nie oszukujmy się nie ma imponujących rozmiarów, barwy ścian są stosunkowo ciemne, ale rozjaśnia je położona na  posadzce żółty dywan.  Nie cierpliwie zerkałam na zegarek, a co jeśli zakradają się do gabinetu dyrekcji po to?! Zerwałam się z fotela, spojrzałam przepraszająco na profesora. 
-Profesorze, przypomniałam sobie o czymś...czy mogę już wrócić do internatu?
-Oczywiście, rozwiążemy to jak najszybciej.
-Naturalnie, do widzenia panie profesorze.- uśmiechnęłam się ironicznie wychodząc z gabinetu profesora ruszyłam ku naszemu pokojowi. Stanęłam przed mahoniowymi drzwiami. Przez chwilę stałam w cichy, nadsłuchując kroków, a nawet oddechu intruza. Obserwowałam czy coś nagle znienacka się nie poruszyło. Gdy nabyłam choć trochę wrażenia, że jest okey, weszłam  do środka. Sofy i fotele pokoju wspólnego damskiego internatu zajmowały nowe dziewczyny co niedawno się przeniosły. Rzuciłam im przelotny uśmiech. Większość już się zaaklimatyzowała i obgadywała profesorów. Przystanęłam nad jedną z grupek słysząc, że obgadują nauczycieli, których najbardziej nie znoszę. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Macie racje. Mam nadzieje, że szkoła wam się podoba.-powiedziałam patrząc na ich uśmiechnięte twarze. Minęłam zajmowaną przez nich sofę i ruszyłam do korytarza prowadzącego do pokojów. Szłam do samego końca korytarza. Otwarłam drzwi i wkroczyłam do środka. Na swoich łóżkach siedziały dwie moje i Róży współlokatorki. Nawet na nie, nie spojrzałam, obie były na drugim roku, tak były od mnie starsze...ale czasami miałam wątpliwości co do ich wieku umysłowego...
-Cześć Marcelina.- opowiedziały razem, chowając coś za plecami. Przewróciłam oczami. Czy one sądziły, że nie zauważyłam jak chowając coś na szybko?
-No hej..co tak chowacie?-przekrzywiłam lekko głowę. Bez słowa sprzeciwu pokazały mi. Spojrzałam na tą rzecz. Chciałam wybuchnąć śmiechem, ale zachowałam poważną twarz. 
-Czy to są męskie majtki?-spytałam zdezorientowana zerkając na podpis na nich. O fu... odsunęłam się jak najdalej. -Musicie mi to wyjaśnić..- usiadłam na swoim łóżku. Tego jeszcze nie było by ktoś z mojego otoczenia zabrał majtki jakiegoś chłopaka. Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać ze śmiechu.
-No słucham..-heh, notes musi zaczekać kilka minut. Słuchałam chaotycznych wyjaśnień na temat obecności owej bielizny. I szczerze zastanawiałam się co ma mniej rozumu niż one.  Jeśli dobrze zrozumiałam ich opowieść to: ukradły je one jakiemuś jak to się wyraziły "ciasteczku klasy A" z mundurówki. Nawet nie chciałam wiedzieć jak mu je ukradły. Potem stwierdziły, że są jakieś dziwne...majtki nie one, chociaż to drugie zakwestionowałabym. I zaczęły się im przyglądać...i wtedy właśnie weszłam ja.
-Heh, nie macie mózgu, co nie? Na litość... pozbądźcie się tych majtek.- powiedziałam krzywiąc się. No tak, zawsze musi się trafić na kogoś z mózgiem wielkości orzeszka...jeszcze tylko 1 i pół roku. Rozumiem "pożyczyć" coś przydatnego, ale majtki? Odczekałam chwilę po ich wyjściu i dopiero wyjęłam z torby czarny notes. Otwarłam go i tak jak myślałam, zobaczyłam niezbyt schludne litery układające się w trudne do odczytania wyrazy. Nie jestem kryptografem ani kryptologiem, rozszyfrowanie tych hieroglifów zajęłoby mi wieki, ale jeśli dobrze myślę, że jest to zguba kolegów z archiwum, to warto poświęcić czas i się trochę nad tym pomęczyć, przecież to może dotyczyć w jakiś dziwny sposób również i mnie...a swoją drogą, tak bardzo oryginalne sobie wymyślili przezwisko na mnie: Blondi, phy ludzie litości, to że mam jasne platynowe włosy wcale nie oznacza iż jestem stereotypową blondyneczką z kawałów typu Barbie girl :p Jednak sporo ludzi przez swoją zuchwałość i stereotypy uważa, że blond=głupia, cóż ze mną jest taki mały aneks, że lubię ucierać nosa tym aroganckim osobnikom...i można być pewnym jednego, że użyję całego swojego sprytu by dowiedzieć się co to ma wszystko wspólnego ze mną, Oliwerem (owszem jestem na niego wściekła za tamto, ale jakimś dziwnym sposobem nie mogę go się pozbyć z mojej głowy)...Problem tkwi w tym czy naprawdę chcę wiedzieć co "TO" oznacza.  
Zamknęłam notatnik i rozejrzałam się po dormitorium. Musiałam go gdzieś schować. Szafka i kufer przy moim łóżku były zbyt oczywiste... Spojrzałam na szafkę nocną Róży i nagle mnie olśniło. Ona wciągu tych miesięcy nie zajrzała tam ani razu. To było idealne miejsce na kryjówkę.

środa, 16 grudnia 2015

V



Sądziłam, że w nocy w ogóle nie zasnę, tylko będę leżeć z książką znalezioną na ścieżce i bić się ze swoimi myślami czy to jest to o czym myślę. Przez głowę przelatywały mi niepokojące obrazy mojej wyobraźni o prawowitym właścicielu tej książki. Ale zmęczenie zrobiło swoje. Nic nie zdołało spędzić mi snu z powiek. Ostatnie co zapamiętałam przed zaśnięciem to urywki tego co wydarzyło mi się w tym tygodniu. Okryłam się ciepłą kołdrą i zwyczajnie odpłynęłam mając przed oczami obraz  brązowych oczu. Co najciekawsze udało mi się przespać noc bez koszmarów.
-Marcelina! Wstawaj! Zaspałyśmy! Jesteśmy  już spóźnione!
-C-co?- spytałam nadal nie przytomna. Jak ja nienawidzę poranków. Na oślep szukałam zegarka, gdy go znalazłam spojrzałam na tarcze. Cholera jasna! 8.10, a ja nadal w łóżku. Świetnie, zaspać w sam poniedziałek. Zerwałam się z łóżka. Rozejrzałam się po pokoju. Byłam tu tylko ja i Róża. Nasze pozostałe dwie współlokatorki nas nie obudziły, niezłe jaja.
-Idziesz do łazienki?- ziewnęła Róża szukając po pokoju swojego papcia. 
-Tak, tobie trochę zajmie zanim odnajdziesz kapeć.-odparłam biorąc swoje ubranie. Spojrzała na mnie w jej oczach malowało się zdziwienie.
-A ty nie szukasz swoich kapci? Będziesz szła na bosaka do łazienki?
-Tak, nie mam już czasu na szukanie. Ty jesteś już w ubraniu.
Najszybciej jak umiałam się otrzeźwiłam, ubrałam rzeczy szkolne i stanęłam przed lusterkiem. Normalnie poświęcałam dużo czasu by ułożyć swoje włosy, ale muszę przyznać, że działanie w sprincie wcale nie dało złych efektów. Powróciłam do pokoju, Róża nadal szukała swojego nieszczęsnego obuwia. Przeszłam obok niej i podeszłam do szafki z moimi rzeczami. Na blacie widniał plan lekcji. Na samym szczycie widniał napis "Plan zajęć " 
Poniedziałek:
 Lekcja I - niemiecki poziom zaawansowany prof. Patecka (lekcja z medykiem)
Lekcja II- język polski  prof. Bunczyk (lekcja z ogólną)
Lekcja III- wos poziom zaawansowany prof. Flitwiewicz (lekcja z mundurówką)
Lekcja IV -prawo poziom zaawansowany prof. Slugiński (lekcja z mundurówką)
Lekcja V- przyroda poziom podstawowy prof. Langbit (lekcja z ogólną, językową i mundurówką) 
-Niech to szlag!- wyrwało mi się. Jesteśmy spóźnione na niemiecki. Brawo, znając profesorkę szykuje się zostanie po lekcjach. Wow pobijemy rekord, nikt jeszcze tak szybko nie dostał szlabanu. Wzięłam spakowałam do torby potrzebne książki.
-Róża! Zostaw te cholerne papcie, przecież w nich nie pójdziesz na zajęcia! Z kim i za co ja żyję? - wyjęłam z kieszeni gumę. Wcisnęłam jej do ręki jeden listek Orbita. 
-Dzięki, że też nie pomyślałam.-powiedziała  ubierając buty. Nic nowego, że nie pomyślała. Wyszłyśmy z pokoju, nie widziałam najmniejszego sensu biec i tak byłyśmy naprawdę nieźle spóźnione na zajęcia, a co by nam dał bieg? Nic tylko okropny zapach potu. Pocieszał mnie jeden jedyny fakt nie ja jedyna się spóźnię. Stanęłyśmy przed salą do niemieckiego, ze środka dochodził podniesiony głos profesorki. Normalnie bomba, jest wkuta. Zapowiada się ciekawie.  Otwarłyśmy drzwi i weszłyśmy do klasy.
-Ach. Witam jaśnie panienki. Czekały może panny aż wyślę specjalne zaproszenie na moje lekcje?- powiedziała uderzając ręką o biurko. Wśród kilku przeszedł szyderczy chichot. Rzuciłam im pełne pogardy spojrzenie i dołączyłam do Huberta siedzącego w ostatniej ławce.
-Jak już mówiłam, zanim jaśnie panny mi przerwały...nazwiska.- powiedziała siadając za biurkiem. No błagam uczy nas już ponad półroku a nadal nie pamięta naszych nazwisk. 
-Serafin i Pławicka, proszę pani profesor.- odezwał się ktoś z przodu.
-Dziękuję panie Widlaski.- odparła profesorka. Posłałam nienawistne spojrzenie pod adresem rudzielca siedzącego w pierwszej ławce. Nikt, a zwłaszcza on nie ma prawa mówienia do mnie po nazwisku. Miałam silną ochotę pokazać mu słynną ciętość języka, ale przypomniałam sobie, że i tak ciąży nad mną groźba zostania po lekcjach, więc powstrzymałam się od użycia jednego z zacnych słówek pod jego adresem. Nie słuchałam tego co mówi profesorka, na pierwszej lekcji zawsze jest powtórzenie z poprzedniej, a tak się składało, że niemiecki jest jednym z tych przedmiotów, które mam w małym palcu. Bracia zawsze się śmiali, że uczę się go, bo z moim charakterem to przyda mi się w piekle XD no nie przesadzajmy, nie jestem aż tak piekielną osóbką. Upewniłam się ze Hubert ma lepsze zajęcia niż patrzenie się co robię. Wyjęłam owy tajemniczy dziennik. Otwarłam go na pierwszej stronie. Była zapisana chaotycznym pismem, wiem nie powinnam tego zabierać, a tym bardziej czytać, ale może to być ciekawe
..w końcu jestem z profilu dziennikarsko prawnego i umiem wyczuć całkiem niezłą historię.
-Panno Serafin mogę poznać powód dla którego pani i pani Pławicka  się spóźniły?- usłyszałam głos nauczycielki, nie dokończyłam czytania. Zatrzasnęłam dziennik. Spojrzałam na ciemnowłosą nauczycielkę, uśmiechnęłam się miodowym uśmiechem- czyli okropnie kleistym i przesłodzonym odpowiedziałam jej -Widzi pani profesor, my się nie spóźniamy, ani nie przychodzimy za wcześnie zjawiamy się w sam raz.-tak, aluzja do Władcy Pierścienia, którego swoim czasie byłam zmuszona przez trójkę przyrodnich braci.
Wyraz jej twarzy był bezcenny. Wyglądała jakby właśnie zgubiła gdzieś swój język, patrzyła na mnie marszcząc brwi. Szukała odpowiednich słów, byłam w stanie sobie wyobrazić jak małe trybiki wewnątrz jej czaszki obracają się z zawrotną szybkością, jeszcze trochę i czaszka by jej się zaczęła dymić.
-Tracisz 30 punktów z zachowania, a panienki widzę dzisiaj u siebie po zajęciach .- wycedziła odwracając się napięcie do mnie plecami. Wielkie mi co te stracone 30 punktów odzyskam  jeszcze tego samego dnia. Na twarzach nie których medyków pojawił się uśmiech, zadowolenia ,że już ktoś z rywalizującego z nimi profilu o tytuł najlepszego w szkole, stracił punkty. Na prawdę mają się z czego cieszyć. Jeszcze tego samego dnia będę mięć je odrobione i podwojone. W każdej szkole znajdzie się nauczyciel, który chyba pisał swoją pracę dyplomową z zakresu czepiania się jednej z klas, droga pani profesor chyba dostała wyróżnienie... Jednak w mojej naturze nigdy nie leżało przejmowanie się humorami kadry nauczycielskiej prywatnego liceum im.Królowej Bony Sforzy, miałam dużo ciekawsze sprawy na głowie, chociażby czemu Oliwer, nazwijmy rzecz po imieniu mnie wystawił, ciekawe znalezisko z intrygującą historią, no cóż  jako osóbka z profilu dziennikarsko-prawnego nie mogę przejść obojętnie obok zalążka ciekawej historii...gdybym wcześniej wiedziała, że znalezisko i Oliwer są ze sobą w dziwny sposób powiązane, to sama nie wiem jakby się to wszystko potoczyło... No cóż przecież prawda nigdy nie jest ani oczywista, ani prosta. Gdyby było inaczej życie byłoby nudne, nigdy bym nie pomyślała, że znajomość z Oliwerem może zmienić moje życie w coś  rodem z hollywoodzkich filmów akcji. Życie lubi zaskakiwać, a tymczasem niebo jest przecież tak blisko piekła.
***************************************************************************
Witam i pozdrawiam wszystkich odwiedzających :) Udało mi się rozwiązać mały problem, który nie dawno zaistniał. Jak zawszę dziękuję za odwiedziny i komentarze :)  

Obserwatorzy

Follow us on Facebook