piątek, 11 grudnia 2015

IV



Jedyny sposób na powstrzymanie diabła to zejście do piekła. Niestety często mylimy raj z piekłem, coś nas uskrzydla, unosi, pozwala wzlatywać ku górze, czasami tylko po to by nasz upadek był jak najgłośniejszy i najbardziej bolesny. Lecz wiecie co robią silne osoby? Podnoszą się, otrzepują i idą dalej, a kiedy trzeba skrzydła zamieniają na rogi. A co najważniejsze nigdy się nie poddają, a w ich słowniku nie ma takiego słowa jak porażka. Siedziałam oparta o ścianę na łóżku jednej z moich najlepszych przyjaciółek. Ze stoickim spokojem przyglądałam się jak Róża przemierza swój pokój w tę i z powrotem. Od czasu do czasu zamaszyście gestykulowała opowiadając mi co tym razem zrobił jej chłopak.

-Wyobrażasz to sobie? Co za dupek! Kretyn!- wykrzykiwała

-Powtarzam ci to od dawna.-skwitowałam.

-Ale jak on tak mógł? Zamiast jakoś zareagować to pozwolił temu idiocie tak do mnie mówić!- ze łzami i malującą się wściekłością w oczach rzuciła się na nie zajęte przez mnie miejsce na łóżku. Spojrzałam na nią ze smutkiem, wiedziałam, po prostu wiedziałam, że prędzej czy później Ross będzie przez niego płakać. Niestety znałam Marcina nie od dziś, szczerze mówiąc nie poznałam go też w korzystnej sytuacji. Wiem, zwykle powtarzam by nie oceniać nikogo bo znamy jedynie jego imię a nie historię, ale sprawa z Marcinem wykraczała po za tą regułę. Obie poznałyśmy go w drugiej gimnazjum, przedstawił nam go wspólny przyjaciel...nie chętnie muszę przyznać, że wtedy perspektywa poznania licealisty była czymś co pozwoliłoby wybić się ponad innych gimnazjalistów, tak głupie i naiwne gimnazjalistki liczące na prestiż z powodu przyjaźni z kimś z liceum. Aż nie dobrze mi się robi na samo wspomnienie. W sumie to od samego początku za nim nie przepadałam, bo...zacznijmy od tego, że pięć minut po przedstawieniu się próbował objąć mnie ramieniem w drodze powrotnej do domu. Ledwo dotknął moich pleców na linii zapięcia stanika, a ja nie bawiąc się w żadne grzeczności warknęłam by zabierał tą łapę od mnie. Zaskoczony natychmiast usunął swoją rękę z moich pleców. Inaczej gorzko by pożałował. Poprzez mały fakt, że próbował podrywać w tym samym czasie pięć dziewczyn, w tym mnie i Różę, oczywiście nie wiedząc, że wszystkie bardzo dobrze się znamy i kolegujemy...A kończąc na wydarzeniu z dwóch dni wcześniej- urodzin Ross. Nie cierpiałam go od samego początku, podczas gdy Ross była w nim beznadziejnie zakochana, jednak po tamtej akcji w moich oczach stał się jeszcze większym Bucem Bez Empatii niż był na początku. Nie miałam serca jej mówić tego co jej "Marcinek" bleble i jeszcze raz ble próbował zrobić gdy ona no cóż trochę za dużo wypiła i odleciała do krainy snów zaledwie o drugiej nad ranem. Mało kto był wstanie utrzymać się na nogach, po za mną, tak jeszcze nie miałam przypadku bym się opiła do nieprzytomności albo do tracenia równowagi, na nogach trzymała się nie pijąca Klara i Tamara, przyjaciółka z dzieciństwa Róży, swoją drogą nawet spoko osoba, uważam tak być może, dlatego że jest bardzo podobna stylem do mnie? Jak kto się mówi gothci i punki dwa bratanki zwłaszcza do piwa i szarpanki XD okey z tą szarpaniną żartuję. Wróćmy jednak do tego co się wydarzyło phy, a raczej co by się wydarzyło gdyby nie moja wybiórcza cierpliwość co do nie których. Tak więc oprócz nas na nogach jako tako czyli ledwo co trzymał się jeszcze Marcin. Impreza wyraźnie miała się ku końcowi, no błagam czwórka żelaznych na całą resztę XD, Tamara opróżniała kolejną butelkę czystej rozmawiając o zwierzętach z wyraźnie zdegustowaną Klarą, podniosłam się z kręgu delikatnie przesuwając głowę jakiegoś szatyna by na nią przypadkiem nie wejść, ruszyłam na poszukiwanie toalety w domu Róży. Już za dnia to był nieźle poplątany labirynt drzwi i korytarzy, a co dopiero nocą po kilku setach, znalezienie toalety nie było tak łatwą sprawą,oczywiście zawsze trzeba się liczyć, że kogoś albo więcej ktosiu tam się zastanie. A dzielenie toalety w takim momencie, naprawdę było ostatnią rzeczą jaką bym pragnęła. Pech chciał, że jakaś zbłąkana dusza szła za mną, wyraźnie było słychać coraz to szybsze kroki. Myślałam iż to Klara chce mnie dogonić by nie patrzeć na pijących uczestników. Tak więc bez obaw nadal brnęła w poszukiwaniu łazienki, nagle poczułam jak czyjaś dłoń zatyka mi usta. Pierwszym odruchem było ugryzienie ręki napastnika, mój starszy przyrodni brat trenował karate i nauczył mnie tego i owego, rzucono mną o ścianę, z pewnością miałam guza, zaczęłam rozmasowywać bolące miejsce jednocześnie wściekłym spojrzeniem mierząc osobę, która mnie zaatakowała. No tak. Marcin. Syknęłam ze złością


-Puszczaj kretynie albo zrobię ci z twarzy jesień średniowiecza!

-Hahaha mam cię puścić?-roześmiał się - Mercy, wybuchowa jak bomba atomowa..nie mam zamiaru cię puścić. I tak nikt się nie dowie ani Ross nie uwierzy jak byś coś jej powiedziała.- złapał mnie za szyję i lekko podniósł mi podbródek ku górze bym lepiej widziała jego twarz. O nie! Nie! Nie! I jeszcze raz do cholery nie! Myśli, że złapał mnie w potrzask? O to się grubo zdziwi. Rozluźniłam mięśnie Hubert zawsze powtarzał, że szarpiąc się w życiu się nie uwolnię. Naiwnie wierząc w moją uległość puścił moją szyję, moja reakcja była szybka, wymierzyłam mu z kolana cios po parterze, zwijając się z bólu padł na panele. Nie miałam czasu na zabawę w dobrą i złą glinę, jemu należał się porządny łomot i to już od dawna. Chwyciłam jego prawą rękę i dość mocno mu wykręciłam, aż syknął z bólu. Nie miałam zamiaru się nad nim znęcać...na razie to i bonus w postaci lima pod okiem powinno wystarczyć. Nachyliłam się nad nim i syknęłam -Wiesz za co Bucu. Jeszcze raz spróbuj a poniesiesz się do najbliższego szpitala. A i przy okazji zrań tylko Różę, ona ci nic nie zrobi, ale my, jej przyjaciółki to zupełnie inna historia.-zostawiłam go lekko obitego pod jakimiś drzwiami. Może nie było to zbyt chlubne zachowanie, ale szczerze mówiąc nie żałuję, ja działałam jedynie w swojej obronie..przy okazji dając mu małe ostrzeżenie. Tak czy siak Marcin od tam tej pory konsekwentnie woli nie wchodzić mi w drogę, nie uskarżam się na brak jego towarzystwa. W woli ścisłości nie jestem agresywną osobą, nigdy nikogo nie atakuję pierwsza, zawsze działam w swojej obronie albo kogoś mi bliskiego. Niestety nie wszystko da się załatwić drogą pacyfistów i dyplomacji. Nie, nie promuję przemocy, ale no cóż jestem osobą w gorącej wodzie kąpaną i kiedy dyplomacja zawodzi potrafię inaczej powalczyć o swoje racje. Otrząsnęłam się z wspomnień tej nieszczęsnej imprezki. Róża raz za razem uderzała piąstkami jaskraworóżową poduszkę. Nigdy nie widziałam jej takiej, ciemnobrązowe włosy upięte w rozwalający się kok, podkrążone piwne oczy i co do niej stanowczo nie pasowało pomimo godziny 14 była w piżamie. Nie lubiłam widoku cierpiących osób, nigdy nie wiem jak ich wtedy pocieszać, cóż nie jestem typem psychologa. Heh, ja psychologiem.. Taaa ludzie skakali by z okna. Jeśli wcześniej sama bym im nie pomogła skoczyć... nie umiem pomagać cierpiącym, niestety, jedyna pomoc jaką mogę im zaoferować to szczera rozmowa, rozśmieszanie i dłuuuuuuga mowa o tym, że człowiek musi być silny, inaczej świat go zniszczy. Spójrzmy prawdzie w oczy świat to nie jest miejsce dla osób o słabym charakterze, ponieważ albo sami się zniszczą, albo pozwolą innym się zniszczyć. Taka nasza natura niszczymy, albo zostajemy zniszczeni. Kiedyś, dawno temu o mało co a nie zostałabym zniszczona przez pewne osoby, gdyż byłam za miła, altruistyczna, empatyczna, co samo w sobie jest dobre, ale połączone z naiwnością naprawdę niezalecane. Ale to było kiedyś, teraz jestem zupełnie kimś innym...i nie mogę patrzeć bezczynnie na cierpienia Róży, przecież ja kiedyś byłam podobna, ona to dawna ja. Ja nie miałam kogoś kto ukazałby mi moją siłę, sama musiałam ją odnaleźć, a Róży mogę pomóc. Tylko lepiej by nikt o tym nie wiedział, bo zwyczajnie się wyprę, w końcu ja już dawno temu przestałam pomagać. Bo za pomoc zwykle później dostawało się kopniaka w tyły....tak,więc cicha pomoc tak, afiszowanie się tym, a w życiu.


************************************************************************


Siedziałam na drewnianej ławce pod jednym z licznych drzew w parku, patrząc uważnie na ekran mojego telefonu. A raczej na sms od Olivera. Zerknęłam na srebrny zegarek w kształcie węża. Wskazywał godzinę 18...A więc za parę minut powinien się pojawić. Zamiast niego dostrzegłam dwie osoby, miałam dziwne wrażenie, że mnie obserwują. Zmierzali w stronę altanki, otoczonej ze wszystkich stron krzewami róż, nie spuszczali ze mnie wzroku. Nerwowo przygryzłam wargę. Poczułam się nieswojo. Fakt,byłam przyzwyczajona do często nieprzychylnych spojrzeń, ale ten wzrok napawał mnie jakimś dziwnym lękiem. Jak to możliwe, że do tej pory go nie ma? Miejskiemu parkowi , trzeba było przyznać jedno: w przeciwieństwie do większości parków innych miastach ten był niezwykle zadbany. Najstarsze drzewa zostały oznaczone specjalnymi tabliczkami informującymi i płotkiem, ławki nie były pełne idiotycznych napisów typu "JP" czy jakiś innych, które dla mnie nie miały żadnego sensu, po alejkach nie było po rozmiatanych śmieci, a na żadnym z drzew nie widniały wyryte scyzorykiem obrazki, napisy. Wygląd parku sprawiał, że naprawdę przyjemnie było tu przesiadywać. Widok i szum liściastych drzew, które istnieją tu od kilkudziesięciu lat. Potrząsnęłam głową. Rozglądnęłam się szukając wzrokiem Olivera. Z dziwnie olbrzymią ulgą stwierdziłam, że nieznajomi zmienili kierunek i zamiast do altanki usiedli trochę dalej. Zerknęłam ponownie na komórkę. Czekałam na niego już pół godziny. No bez jaj nawet ja aż tak się nie spóźniam. Kretyn, najpierw pisze i proponuje spotkanie, a potem go nie ma. Wstałam lekko wkurzona i jak to tylko możliwe bez najmniejszego szelestu zmierzałam w stronę wyjścia z parku. W myślach dość niecenzurowanie wyrażałam swoje zdanie na temat jego osoby. By trochę ochłonąć postanowiłam trochę powłóczyć się po mieście, musiałam się uspokoić, nie chciałam by ktoś widział mnie dziś wkurzoną. W kieszeni cały czas miałam ukryte słuchawki. Teraz wystarczyło tylko je założyć i odpłynąć w świat muzyki,który niekiedy jako jedyny utrzymywał mnie przy życiu. Po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęłam się słysząc pierwsze akordy Going Under. Już miałam pogłośnić, ustawić na 100% głośności , gdy tknęło mnie przeczucie i spojrzałam za siebie. W oddali stały postacie w czarnych bluzach, głowy przesłaniały kaptury, miałam wrażenie ,że uporczywie się we mnie wpatrują, opierając o swoje rowery...heh, wzruszyłam ramionami, Marcy nie wpadaj w paranoję, przywyknij,że niektórzy ludzie dziwią się widząc osoby z upodobaniem do rocka. Nie zrobiłam żadnego ruchu zobaczywszy ich.


-Marcelina...- usłyszałam nieznany mi głos. Nie opuszczałam wzroku z zakapturzonych osób, oprócz ich i mnie nikogo w parku nie było, ale no litości skąd znaliby moje imię, skoro raczej nie obracamy się w tych samych kręgach?


Patrzyłam jak powolnym krokiem kierują się do części parku, w której nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby przebywać dłużej niż kilka sekund. Chodziły pogłoski, że tu właśnie zaginęło sporo osób. Oczywiście wszyscy byli wątpliwej reputacji...ale to już inna sprawa. A na pewno nie moja. Miałam własne problemy, chociażby dlaczego mnie wystawił? Może to jednak była zemsta, za być może kiedyś tam urażenie jego męskiej dumy? Co do cholery poszło nie tak? Wyrzucając sobie naiwność, wyszłam z parku, ale dla pewności po raz kolejny sprawdziłam telefon czy nie ma od niego jakiegoś sms. Cisza. Jedna, głucha cisza. Płacz? Po czym przecież nic się jeszcze nie zaczęło, a po za tym łzy to słabość, a ja nie mogę pozwolić sobie na słabości...a przynajmniej na ich pokazanie, bo każdy ma jakąś słabość. Ci sprytni są wstanie przemienić swoje słabości w swoją siłę, a na moje cholerne szczęście jestem jedną z nich.Idąc kamienistą ścieżką omal nie potknęłam się o mały czarny prostokątny przedmiot. Przystanęłam i rozglądając się wokół podniosłam mały książkowaty notes, czyżby ktoś go zgubił? Otwarłam go na pierwszej stronie gdzie widniały tylko inicjały N.T...pogłębszym namyśle schowałam notes do kieszeni i udałam się w stronę domu.



**************************************************************************

Dziękuję wam, za każdy komentarz, który jest dla mnie motywacją do dalszego pisania :) Niestety coś dziwnego porobiło mi się z czcionką i teraz przez jakiś czas może mieć tło w innym niż zwykle kolorze :(

7 komentarzy:

  1. Z tym tłem to raczej dobrze :P Od tamtego dostaje pomieszania zmysłów, bardzo ciężko się czyta :).
    Co do tekstu - akcja niewiele posunęła się do przodu, ale za to bliżej poznajemy Marcy. Jak zwykle czyta się płynnie, ale przebrnij jeszcze raz przez korektę, bo znalazło się parę błędów (interpunkcja to pikuś, przyjrzyj się składni, bo niektóre zdania trzęsą się w posadach :)). Od siebie dodam tylko: nie "W woli ścisłości", a gwoli ścisłości :). To jednak powszechna pomyłka, sama zresztą swego czasu miałam z tym problem.
    No cóż... Jestem ciekawa, co też przydarzyło się Oliverowi, że się nie pojawił. Mam nadzieję, że szybko rozwiejesz mój niepokój :P
    Czekam i pozdrawiam,
    SMG

    http://saramgaas.blogujaca.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy postaram się poprawić jak najszybciej ;)

      Usuń
  2. Witaj,
    Mnie wlanie to tło przeszkadza i mam nadzieję, że szybko się z tym uporasz.
    Kolejny dobry rozdział, czy wpis. Nawet ciekawy. Trochę smutny, ale pokazuje siłę głównej bohaterki. Szkoda, żre tak wystawił ją. Myślałam, że on jest z tych innych. No, ale widocznie nie.
    Nadal mam problem z pisaniem do tego opowiadania komentarzy. Mam z tyłu głowy , że to są Twoje przeżycia.
    A Marcelina jest dobrą przyjaciółką. I też lubię Going Under, i w ogóle ten zespół.
    Pozdrawiam serdecznie Irma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, to jeszcze raz ja.
      Kto wykonuje utwór "I will be there" Strasznie podoba mi się ta piosenka, ale nie wiem kto ją śpiewa.
      Proszę od odpowiedź.
      Pozdrawiam Irma.

      Usuń
    2. "I will be there" poleciła mi przyjaciółka, niestety wykonawca nie jest mi znany, utwór pochodzi z animowanego klipu :p najlepiej będzie jak podam ci link https://youtu.be/aD9NQaI4hJs

      Usuń
    3. Witaj,
      No właśnie o ten utwór chodziło. sama też ten filmik znalazłam. No ale nie udało mi się go ściągnąć.... przynajmniej na razie.
      Pozdrawiam Irma.

      Usuń
  3. Cześć :)
    Brawo dla nieogarniętej mnie, zawsze mam ten sam problem z dodaniem u Ciebie komentarza. Ale chyba się udało w końcu.
    Ogólnie pisze go chyba z trzeci raz.
    Marcinkowi należało się!
    Ciekawa też jestem dlaczego Oliver wystawił Marcelinę.
    Notka ogólnie bardzo dobra, pojawiło się kilka tekstów, przy których miałam banana na twarzy. A także kilka takich życiowych prawd :)
    Lecę do kolejnej.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Follow us on Facebook