czwartek, 19 listopada 2015

III

*Na samym początku chcę podziękować za miłe komentarze i porady. Jest mi niezwykle miło,że zaciekawiła was ta historia, dziękuję wam wszystkim i każdemu z osobna, za to ,że zajrzał tu i postanowił pozostać tu nawet przez krótką chwilę.*
-Hmm co masz taki dobry humor?- spytała mnie Klara, jedna z dwóch moich najlepszych przyjaciółek. Wzruszyłam ramionami i odparłam -Tak jakoś. Lepiej się śmiać, zwłaszcza, że zaraz mamy matmę, bo na niej będziemy płakać..- zaśmiałam się. Tak, nie będę was oszukiwać i wmawiać, że jestem idealna, każdy z nas kto chodzi albo chodził do szkoły miał bądź ma przedmioty z których, był czy jest prawdziwym asem jak i takie których, nijak nie może zrozumieć. Moją zmorą były lekcje matematyki, nie przez profesorkę, ale przez to, że kompletnie nie posiadam zdolności matematycznych. Są na świecie i ścisłowcy i humaniści, ja z czystym sumieniem mogę przypisać się do humanistów, nie przechwalając się uwielbiam historię, prawo, polski i z przymrużeniem oka wos, jestem z nich naprawdę dobra, ale jak już wspomniałam matma czy fizyka dla mnie to istna najczarniejsza magia. Klara omal nie zakrztusiła się kawałkiem zjadanego przez nią obwarzanka -No nie wytrzymam z tobą Lina.
Skrzywiłam się na dźwięk tego przezwiska z odległych czasów dzieciństwa gdy wszystko wydawało się takie proste, niecierpiałam tego zdrobnienia, jedynymi osobami, które mogły do mnie mówić per Lina bez obaw była moja rodzinka i ci najbliżsi przyjaciele. Inni zwykle mówią mi poprostu Marcy albo w ogóle nie zdrabniają. Jednak sprawa zdrobnienia mojego imienia czy stresujący fakt, że zaraz zaczyna się dwu-godzinny ciąg tortur z pierwiastkami i całkami w roli głównej, nie zaprzątywały w tej chwili mojej głowy. Po mojej głowie wałęsała  się jedna osoba, która po pierwszym spotkaniu bardzo mnie intrygowała. Na samo wspomnienie jego osoby lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Oliwer, zaintrygował mnie i to bardzo, z całą pewnością nie jest jednym z tych ludzi, których łatwo przejrzeć...co dodaje mu trochę do uroku. Ciekawe jak zgadnął, że mogę posłużyć się małym haczykiem i zamiast w usta, dać mu całusa w policzek...czyżby moje postępowanie było aż tak oczywiste?
-Halo! Lina! Matma!- krzyknęła podnosząc się Klara.
-Głośniej się nie da?-spytałam sarkastycznie nie chętnie idąc za nią wprost do sali nr 6. Sala szósta, dla wielu słowa Dantego "Porzućcie nadzieję wy, którzy tu wchodzicie." były jak najbardziej realne. Większości osławiona szóstka kojarzyła się z najgorszym złem, a profesorka od matematyki z samym szatanem. Jak dla mnie szatan to za dużo powiedziane, nauczycielka jak nauczycielka musi nam to wyłożyć i koniec, nie ważne czy rozumiemy czy też nie. Całkowicie nie myśląc o jakże hmm cudownych dwóch godzinach obliczeń, posnułam się do ostatniej ławki od okna. Lekko szurając odsunęłam krzesło i usiadłam wyjmując podręcznik, zeszyt i piórnik z plecaka. Machinialne zapisałam temat i na półobecna przepisywałam przykłady z tablicy do zeszytu.
-Psst Lina, wiesz jak to coś zrobić?- szturchnęła mnie Klara. Spojrzałam na swoją zielonooką przyjaciółkę, z naszej dwójki to ona lepiej radziła sobie z tymi cyferkami i iksami itd. tak więc pytanie się mnie o cokolwiek z tej dziedziny nie miało sensu.
-Klara...-zerknęłam na zadanie o które się mnie pytała, o dziwo wiedziałam, a raczej kojarzyłam jak to zrobić. Na szybko bazgrnęłam jej wykres funkcji, patrząc na moje obliczenia. Zupełnie nie przejmując się faktem, że w klasie znów jest wielkie poruszenie, bo ktoś coś źle obliczył. Doprawdy jest czym się bulwersować, każdemu może się zdarzyć pomylić...sama znam to wręcz doskonale jeśli chodzi o matmę, a zwłaszcza jak myśli krążą mi n apewno nie w okół cyferek. A wokół pewnego miłośnika adrenaliny. Dzwonek oznajmiający koniec lekcji, jak zawsze był dla mnie wybawieniem. Przez cały dzień czułam na sobie badawcze spojrzenia Klary, która zbierała się w sobie by mnie zapytać czemu dziś mam aż tak dobry humor, zupełnie jakbym się naćpała ekstazy czy innego kretyństwa.  Hmm w sumie to dobre porównanie byłam jak naćpana....

4 komentarze:

  1. Jestem! :)
    Opowiadanie dobrze się czyta, mogło być dłuższe ;)
    Bardzo podobało mi się wykorzystanie cytatu z Dantego :D Nigdy nie byłam fanką, ani też antyfanką matematyki, ale rozumiem niechęć głównej bohaterki, bo jak sama napisałaś każdy z nas miał w szkole jakiś przedmiot, który musiał przetrwać ;)
    Czekam na kolejną notkę!
    Pozdrawiam :)

    PS. Jak masz ochotę zapraszam do siebie www.pisznazywo.blog.pl ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj,
    Ach ta matma..... nawet ona nie może pokonać zauroczenia.... he he. Fajny tekst. Przyjemny, w chmurach, taki przez różowe okulary. Jestem ciekawa jak rozwinie się ta relacja (wasza?). Czekam za tym na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam Irma.
    pisanieff,blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się pomysł
    A to co piszesz fajnie się czyta
    Wiem co czuje główna bohaterka z mata haha
    Czekam na rozwiniecie akcji i zapraszam do siebie

    P.S. przepraszam że dodaje jeszcze raz ale dopiero teraz zorientowałem się że popełniłem błąd :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Follow us on Facebook