sobota, 2 stycznia 2016

VII

 Rozdział zawiera śladowe wyrazy niecenzurowane.
*************************************************************************
Jestem jak wilk, nocny łowca wiem, że mam złą sławę. Kiedy wpadnę w sidła, mogę odgryźć swoją łapę. Już całe miasto zna mnie, bo choć przemierzam je jak duch, to mój głos roznosi się wśród pokrytych mrokiem wzgórz. No może, z tą złą sławą to trochę przesadziłam... jedni uznają mnie za aniołka, a inni sądzą, że zrzuciłam z tronu samego Lucyfera, sorry Lucuś, taki mamy klimat. Bez bicia przyznaje, że zawsze fascynowały mnie zwierzęta nazywane drapieżnikami. Nigdy nie odczuwałam najmniejszego wstrętu czy też strachu przed ptasznikiem z szkolnej sali biologicznej, możliwe, że to przez mały fakcik z odległych czasów dzieciństwa, iż jeden z trójki moich przyrodnich braciszków, tak Hubert, który jest starszy od mnie zaledwie o pół roku a zachowuje się jakby to były co najmniej trzy lata...okey zostawmy to na razie w spokoju, istotne jest to, że jako mały dzieciak hodował tarantulę (pamiętam jakie z nią były akcje XD chociażby zniechęcenie do pracy pięć nianiek w ciągu jednego tygodnia), był też skorpion przywieziony prosto z Włoch, biedaczysko nie przetrwało naszego klimatu, no i nie można zapomnieć o pamiętnym pupilku pytonie zielonym (oh te jego szukanie po okolicy i patrzenie na miny zapytanych sąsiadów po usłyszeniu "Przepraszamy, zaginęło nam zwierzątko, może je pan/pani widzieli, jest zielone, pełza, ogólnie to jest pyton, a i wabi się Venon" XD bezcenne.)
-MAAAAAAAARCYYYYYY- głos Huberta było chyba nawet słychać na drugim końcu miasta. Jeny, co on znów chce i jak do jasnego gwintu wszedł do dziewczęcego internatu, wejście było monitorowane od pewnego nocnego incydentu jakiś trzecioklasitów...taa wszyscy się domyślamy o co biega, ale to nie ma żadnego związku z tą historią, po prostu "mały" przypał.  Tak czy siak musiałam schować dopiero co wyciągnięty notes, jak tak dalej pójdzie to najprędzej odszyfruję te hieroglify za jakieś sto lat. Okey, to duża przesadza...
-COOOO?!-odkrzyknęłam, a co ,jak to jest w takiej jednej piosence "nie ma spania! Mam w dupie,że jest środek pierdolonej nocy! Budzimy sąsiadów!" nazwanie godziny 14 środkiem nocy... niektórzy odsypiali ciężki dzień w szkole, albo wczorajsze balangi.
-O! To tu jest twój pokój..- uśmiechnął się wchodząc do mojego królestwa dzielonego na cztery -Dzięki za pomoc Oliwia.-krzyknął w stronę korytarza i zamknął drzwi. Bezceremonialnie usiadł obok mnie na łóżku.
-Ależ proszę wejdź, usiądź, rozgość  się, herbatki może?- spytałam z sarkastycznym uśmiechem.
-Tak poproszę..-o Hubert podjął wyzwanie?
-A może jeszcze frytki do tego?
-Nom, z keczupem, nie solone.
-Spoko, Mac jest po drugiej stronie ulicy.
Roześmiał się kładąc się poprzek łóżka. O moim kochanym przyrodnim braciszku wystarczyło wiedzieć trzy fakty: 1.Znał wszystkich z okolicy   2.Umiał sobie zaskarbić szacunek u innych w naprawdę różne sposoby   3.Jego nigdy przenigdy nie należy wkurzać, poważnie.  Przewróciłam oczami, nie za wygodnie trochę panu? Zdegustowana spostrzegłam, że położył nogi w butach na moją pościel.. Uderzyłam go lekko poduszką -Człowieku! Ja do cholery na tym śpię! Serio nie potrzebuję ozdobnych śladów po twoich butach.-  z każdym kolejnym słowem okładałam go poduszką. Śmiejąc się uniósł ręce w geście kapitulacji -Dobra,dobra młoda.- znalazł się staruszek -Idziesz z nami na święto miasta.
Uniosłam brew. To nie brzmiało jak pytanie. Ciekawe co oznacza według niego słówko "z nami", jego i jego najnowszą miłość, jego i pozostałą dwójkę przyrodnich braci? Nie lubiłam być postawiana przed faktem praktycznie dokonanym, nie znosiłam jak ktoś próbował mi rozkazywać, zwykle wtedy specjalnie robiłam na odwrót...ale pójście na imprezę w ich towarzystwie nie było złym pomysłem. Odpocznę na chwilkę od zastanawiania się co niby jest tak cennego w tym notesie, gdyby nie miał jakiegoś istotnego znaczenia, jeden z tych gości tak bardzo by nie denerwował się zgubieniem go, po co im moje szkolne akta, co z Oliwerem, jaki on ma z tym wszystkim związek, co ważniejsze co niby ja mam z tym czymś wspólnego..aż mnie głowa od tego wszystkiego boli. Cholera, kiedy moje życie stało się aż tak porypane?  Jeszcze nie wiem jak, ale jakoś się dowiem o co w tym wszystkim biega, albo nie nazywam się Marcelina Serafin.
-Braciszku, to nie brzmiało jak pytanie.
-No i nim nie było.- aha spoko -Marcy, ja Gabryś i Albert za dobrze cię znamy i po twojej minie widzimy,że coś kurwa jest nie tak. Idziesz z nami się rozerwać i do jasnej cholery chcemy wiedzieć co cię dręczy.- spojrzał  na mnie z niepokojem w oczach, objawy braterskiej miłości? Dobrze wiem, że oni bez gadania ze wszystkim by mi pomogli, taa tylko jak im niby mam nakreślić sytuacje?! To brzmi jak scenariusz filmowy, dziwnie, nieprawdopodobnie, szlag jakim cudem to się przytrafia właśnie mi. Taaa już to widzę "no więc tak bracia, chłopak mnie wystawił, znalazłam jakiś dziwny notes, jacyś goście włamali się do archiwum po moje akta, przy okazji są być może właścicielami znaleziska, a i zapomniałabym Oliwer jest z nimi w jakiś sposób powiązany, hmmm to chyba jak na razie wszystko. Wiem, że oni rzuciliby wszystko by mi pomóc, ale nie lubiłam wysługiwać się nimi. Są moimi braćmi, a nie kluczami do rozwiązywania moich problemów. Po za tym denerwował mnie fakt bycia w cieniu ich trójki, bycia spostrzeganą jako malutka, słaba dziewczynka, którą braciszkowie zawsze uratują, wybaczcie ale to dotyczy mnie i to ja muszę się z tym zmierzyć, zapracować na to by Serafin nie oznaczało tylko ich trzech i ich "delikatniutkiej" siostrzyczki. Ale w sumie Hubert znał prawie wszystkich z okolicy, to może mógłby oświecić mnie na temat tamtych chłopaków i Oliwera? Cholera! Znowu myślę o tym! Stop, stop i jeszcze raz stop! Idę z braćmi na dni naszego miasta, mam się zrelaksować i do jasnego gwintu dobrze bawić. Należy mi się.
**************************************************************************
Powoli przemieszczaliśmy się wśród olbrzymiego tłumu ludzi. Nowe władze miasta postanowiły
przenieść całą imprezkę z miejscowego amfiteatru na plac targowy. Jak dla mnie bezsens, przecież na amfiteatrze było więcej miejsca na atrakcje, a tu ledwo co mieściła się scena i objazdowe wesołe miasteczko, które miało być dla dzieci ale spójrzmy prawdzie w oczy, bawili się tam ludzie w moim wieku.
-Marcy, zobacz!-szturchnął mnie Gabryś -Czy to nie on?- Gabriel wskazał kciukiem grupę osób o jakiś rząd przed nami. Pokierowałam wzrok za jego palcem, szlag. Miał racje. Stał tam. Delikatnie wypuściłam powietrze z płuc, Oliwer obecnie był ostatnią osobą, którą miałam ochotę widzieć. Nie, nie byłam na niego zła, tylko wściekła.  Wbiłam w jego plecy wściekłe spojrzenie.
-Chodźmy dalej. Nie ma tu nic ciekawego.- pociągnęłam braci w kierunku diabelskiego młynu. Jakie było moje zdziwienie, gdy ledwo zniknęliśmy z pola widzenia Oliwera i jego bandy. A on z nimi znowu jakimś sposobem był przed nami. Spostrzegłam kątem oka jak obraca głowę w naszym kierunku, w manifestowy sposób obróciłam się do niego tyłem i ruszyłam w stronę stoiska z napojami. Kurwa no mać! To miał być relaksujący dzień. Dzień spokoju, dzień bez snucia rozmyślań, dzień bez zastanawiania się co on niby sobie wyobraża?! Chłopaki poszli sobie kupić po piwie, ja nie miałam humoru na alkohol. Byłam wściekła i na tyle rozsądna by nie nakręcać wściekłości zacnym trunkiem. No chociaż trochę rozsądku mi pozostało. Wzięłam cytrynową pepsi i zmierzałam w kierunku stolika zajętego przez moich braci. Ledwo zdążyłam usiąść, a Albert z ironicznym uśmieszkiem szturchnął mnie lodowatą butelką piwa -Meercyyyy spójrz tylko tam.- wskazał za siebie. Noż kurwa,kurwa,kurwa i jeszcze raz kurwa! To naprawdę przestawało mnie już bawić...stop...to mnie nawet nie bawiło.
-Oj, biedaczek dostanie skrętu szyi.- szyderczo  zaśmiał się Hubert, komentując to co w tej chwili robił Oliwer. W sumie mnie to rozbawiło...patrzył na nas przez ramię, jedno i drugie. I tak przez dobry kwadrans. Raz jedno, raz drugie i znowu jedno, i znowu drugie. Człowieku co z tobą do cholery?
-Marcy, może któryś z nas powinien przytrzymać mu głowę?- zanosił się śmiechem Gabriel z Albertem. Niech ich, swoją drogą skąd oni wiedzą? Przecież ja nic im nie mówiłam.
-I powiedzieć "Ej ziom, ona tu jest!"
-Która to już butelka? Bo niezła faza was trzyma...-rzuciłam unosząc pytająco brew.
Złapałam się na tym, że mój wzrok powędrował w kierunku Oliwera. Cały na czarno, co idealnie pasowało do jego ciemnych włosów, znów obracał głowę w naszym kierunku. Ciekawe czy tym razem uda nam się zniknąć nie zauważonymi przez niego w tłumie? Hubert miał racje, jeszcze chwila a urwie mu się łeb, aż jego koledzy zaczęli mu się przyglądać. Nie odwróciłam wzroku, gdy jego wzrok napotkał  mój, on też nie uciekł swoimi czekoladowymi oczami. Widząc,że nigdzie się nie ruszam wyglądał jakby odetchnął z ulgą. Wyprostował się, zupełnie jakby zadowolony faktem, że go w końcu zauważyłam... Tknięta przeczuciem spojrzałam na Alberta, w szarych oczach był wyraźny komunikat : Zaraz zwymiotuję! Lekko uderzyłam siedzących po moich bokach Huberta i Gabriela i kiwnęłam głową w kierunku Alberta. Powinien być mi wdzięczny, że zapobiegam jego powszechnej kompromitacji. Prawdziwa zabawa i tak zaczynała się po 20, więc siedzenie tu do tego czasu nie miało sensu. Wstaliśmy od stolika, chłopaki prawie, że ciągnęli pijanego już Alberta. Nie no, tak wcześnie się opić.. Po prostu brawo.Wyglądał jakby lada moment miał zabarwić chodnik swoimi wymiocinami. Zaciągnęliśmy go za stare blokowisko, niestety ale nie jesteśmy jeszcze pełnoletni a przy takiej imprezie ilość policjantów jest wprost niewyobrażalna i niezbyt podobałby nam się fakcik spisania nas za alkoholizacje w miejscu publicznym. Swoją drogą co za ciekawa właściwość państwa w niebieskich mundurach, człowiek zamiast czuć się pod ich obecnością bezpiecznie, jest cały podenerwowany, zestresowany i pełen obaw czy się do czegoś nie przyczepią, ale mniejsza o to. Gabriel przytrzymywał Alberta, gdy on no płacił za brak umiaru w spożywaniu alkoholu,a ja i Hubert stanęliśmy po bokach by ich zasłonić jakby co. Zwęziłam oczy i położyłam ręce na swoich biodrach, dwie minuty, tylko dwie minuty, o co mu do cholery biega, zza blokowiska wyłonił się Oliwer, tym razem bez swojego towarzystwa, rozglądał się jak by kogoś szukał.
-Co do jasnego gwintu...-mruknęłam pod nosem. Zauważywszy mnie i moich braci stanął jakby sparaliżowany, by w następnym momencie obrócić się i szybko zniknąć. Korciło mnie by za nim pójść, ale upartość i duma, zraniona duma na to mi nie pozwoliły, no i jeszcze wściekłość, która do końca mi na niego nie przeszła. Co on sobie właściwie wyobraża?! Dlaczego to wszystko musi tak się komplikować?

8 komentarzy:

  1. Witaj,
    No, no. Niezła jazda. Podobały mi się ten rozdział. Przez te mocne słowa stał się bardziej realny. No i ten braciszek. Wszyscy trzej zresztą są bardzo opiekuńczymi i dobrymi braćmi. marcelina ma szczęście. Anegdotki nadają tekstowi wesołości i pokazują prawdziwy obraz między braćmi a siostrą. W każdym domu gdzie są siostry i bracia dochodzi do spięć i kłótni, ale przecież darzymy się wzajemna miłością. Tutaj widać, że bracia wskoczyliby za nią w ogień.
    Ten Oliwer mnie coraz bardziej denerwuje i nieppokoi. Czarny charakter.
    Pozdrawiam Irma.
    pisanieff.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj,
      Zapraszam do siebie. http://pisanieff.blog.pl
      Nowy wpis już jest.
      Pozdrawiam Irma.

      Usuń
  2. Rozdział BOMBA! Lubię takie ostre słowa..i ten początek mega mi się podobał :)
    Oooo mieć takich braci <3 Wspaniała sprawa...Wiadomo zdarzają się kłótnie..Wiem coś o tym bo z moim bratem również się kłócimy nie raz xD
    Ale jednak to rodzina i się kochamy :)
    Czekam na następny bo robi się coraz ciekawiej :)
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej ;) Zapraszam na nowy rozdział na http://otchlan-uczuc.blog.onet.pl
    Buziaki :****

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :D Fajnie mieć takich braci, też bym tak chciała :c A Oliwier mnie irytuje i to mega! Brrr...

    PS Zapraszam na nową notkę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :-)
    Rozdział jak zawsze jest boski...
    Fajnie, że Marcelina ma takich braci, na których zawsze może liczyć...
    Kurczę ale dziwna cała ta sytuacja z Oliwerem.
    Mam nadzieje, że chłopak szybko wytłumaczy całe swoje zachowanie i całą tą sytuację.
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :-)
    Serdecznie zapraszam na http://shook-us5-opowiadanie.blog.onet.pl gdzie pojawił się nowy rozdział.
    Liczę, że wpadniesz i pozostawisz swoją opinie

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Follow us on Facebook